Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Rosjan, gdy ci dowiedzieli się o wzmożeniu przez Francję lotów nad Morzem Czarnym, w bezpośrednim sąsiedztwie. Postanowili odegrać się na aktywnym przeciwniku, a jako pole starcia wybrali sobie zupełnie inny region.
Rosjanie przetestowali Francję. Myśliwiec wkroczył do akcji
Nagłe zwiększenie liczebności francuskich sił powietrznych w okolicach Morza Czarnego i południowych granic ukraińskich terenów, obecnie okupowanych przez Rosję, zauważone zostało po raz pierwszy pod koniec lutego. W miejscu dotychczas latających tam amerykańskich maszyn zwiadowczych zaczęły pojawiać się samoloty francuskie i to nie tylko maszyny zwiadowcze AWACS, ale też myśliwce Mirage 2000D. Rosjanie zareagowali, ale w zupełnie innym miejscu, a do groźnego incydentu doszło w minioną niedzielę, 2 marca.
Nad wodami międzynarodowymi, we wschodniej części Morza Śródziemnego misję zwiadowczą pełnił francuski bezzałogowy dron Reaper, gdy nagle w jego polu widzenia pojawił się rosyjski myśliwiec. Pilot Su-35 najpierw zlustrował francuską się maszynę, a następnie zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość i zaczął wykonywać groźne manewry. Wszystko zarejestrowały kamery drona.
„Wideo udostępnione na platformie społecznościowej pokazało, że rosyjski odrzutowiec trzykrotnie przelatywał w pobliżu drona, każde podejście było na tyle ciasne, że potencjalnie mogło zdestabilizować bezzałogowy statek powietrzny” – pisze bułgarski portal wojskowy, Bulgarian Military.
Francuzi wściekli na Rosjan
Incydent nie zakończył się jedynie publikacją w mediach społecznościowych, ale na tak bezpośrednie zagrożenie, jakie rosyjska maszyna stworzyła dla francuskiego drona, we Francji zapanowało oburzenie. Minister obrony Francji oskarżył Rosję o celowe działanie.
„Trzy kolejne przeloty w bliskiej odległości mogły spowodować utratę kontroli nad dronem(…). Celowe, nieprofesjonalne i agresywne działanie, które jest niedopuszczalne” – napisał w mediach społecznościowych Sébastien Lecornu.
Do incydentu doszło w miejscu, które jest bardzo ważne dla Rosji, a mianowicie we wschodniej części Morza Śródziemnego. To właśnie tam Rosjanie starają się w spokoju zabrać swe wojska z syryjskiej bazy w Tartusie, a wspierając do końca ubiegłego roku dyktaturę Baszara al Asada, przyzwyczajeni są traktować ten obszar jako swoją strefę operacyjną. Nie lubią, gdy ktoś się tam kręci.
„Ten obszar to beczka prochu — wszyscy obserwują wszystkich” — powiedział portalowi Politico jeden z urzędników NATO.