Wygląda na to, że Rosjanie mają ostatnio wyjątkowego pecha do utrzymywania przyjaznych kontaktów, a kolejni sojusznicy odwracają się do nich plecami. Do listy tej dołączyła właśnie Serbia, a w Moskwie się zagotowało, gdy na jaw wyszło, że kraj ten nie chce uzależniać się od rosyjskiego zbrojenia.

Jak podał serbski portal Tango Six, podczas prób przed obchodami Dnia Serbskiej Jedności, Wolności i Flagi Narodowej zauważono nowoczesne drony kamikadze wyprodukowane przez firmę ADASI, należącą do emirackiego koncernu zbrojeniowego EDGE Group. Do tej pory Belgrad nie informował o żadnych szczegółach dotyczących tej transakcji.

Policzek wymierzony Putinowi. Wielki sojusznik odwraca się od Rosji

Chodzi o dwa typy dronów Shadow 50 i Shadow 25. Pierwszy z nich to cięższa konstrukcja o masie startowej 135 kg, która może przenosić ładunek bojowy do 50 kg. Dysponuje zasięgiem 250 km, czasem lotu do 9 godzin i rozwija prędkość do 167 km/h. Z kolei Shadow 25 waży 103 kg, przenosi do 25 kg ładunku i osiąga prędkość ponad 400 km/h.

Analitycy Defense Express uważają, że zakup dronów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich to sygnał potencjalnej zmiany polityki zbrojeniowej Serbii. Dotychczas kraj ten opierał się głównie na uzbrojeniu rosyjskim, a w ostatnich latach również chińskim, kupując m.in. drony CH-92 czy systemy rakietowe FK-3.

Sięgnięcie po sprzęt ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich mogło być też świadomą próbą uniknięcia politycznych konsekwencji, jakie niosłyby kolejne kontrakty z Rosją czy Chinami. Eksperci podkreślają, że choć rozwiązania oferowane przez ZAE są droższe niż ich rosyjskie czy chińskie odpowiedniki, to jednocześnie pozbawione są ryzyka wywołania napięć z Unią Europejską. To szczególnie istotne w świetle manewrów "Peacekeeper 2025", podczas których Bruksela oczekiwała od Serbii jasnej deklaracji co do swojego strategicznego kursu.

Sojusznik Kremla po cichu zmienił front. Już nie chce rosyjskiej broni

Nie wiadomo, ile egzemplarzy Shadow 50 i Shadow 25 zakupiła Serbia, ani kiedy dokładnie doszło do transakcji. Brak jest również informacji o jej warunkach finansowych. Zdaniem analityków fakt, że zakup wyszedł na jaw dopiero przy okazji prób przed wojskową defiladą, nie jest przypadkowy. Belgrad woli unikać publicznych deklaracji w kwestii współpracy wojskowej, szczególnie gdy oznacza ona odejście od rosyjskich i chińskich dostawców.

Rośnie napięcie między Rosją a Serbią. Kolejny kryzys w relacjach

To kolejny poważny zgrzyt w relacjach Moskwy i Belgradu. Jeszcze przed ujawnieniem zakupu emirackich dronów Rosja oskarżyła Serbię o eksport amunicji na Ukrainę, określając to jako "cios w plecy" ze strony jednego z najbliższych sojuszników w Europie.

Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego (SVR) wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że serbskie przedsiębiorstwa obronne – wbrew oficjalnej polityce neutralności – dostarczały amunicję Kijowowi poprzez pośredników z NATO, "głównie Czechy, Polskę i Bułgarię". Według SVR proceder miał być maskowany za pomocą "fałszywych certyfikatów użytkownika końcowego i krajów pośredniczących", a w niektórych przypadkach także państw afrykańskich.

Moskwa stwierdziła, że mowa o setkach tysięcy pocisków artyleryjskich i milionach sztuk amunicji strzeleckiej, które trafiają na front. W oświadczeniu padły oskarżenia, że „serbski przemysł zbrojeniowy, kierując się chciwością, zapomniał o braterstwie słowiańskich narodów i rzeczywistych przyjaciołach”.

Prezydent Aleksandar Vučić stanowczo zaprzeczył tym zarzutom, podkreślając, że choć Serbia zawiera kontrakty z Czechami, nie zezwalają one na reeksport sprzętu do innych państw. Nie po raz pierwszy Belgrad musi tłumaczyć się z podobnych oskarżeń. Już w marcu 2024 roku Moskwa żądała wyjaśnień w sprawie rzekomej dostawy rakiet dla Ukrainy, czemu władze serbskie również zaprzeczyły.

Źródło: Defense Express