Jego zdaniem tendencja ta wynika z niezadowolenia z narzuconych niedawno Hongkongowi przez władze centralne ChRL kontrowersyjnych przepisów o bezpieczeństwie państwowym, które przewidują nawet karę dożywocia za „działalność wywrotową” czy „zmowę z obcymi siłami”.

Mimo ostrzeżeń, że prawybory obozu demokratycznego mogą być niezgodne z nowym prawem, wzięło w nich w sobotę i niedzielę udział ponad 600 tys. osób – znacznie więcej, niż się spodziewano. „To jasno pokazuje, że Hongkończycy są zdeterminowani, by mieć demokrację, by ją praktykować, a nie tylko wykrzykiwać hasła o tym, że chcemy demokracji” - powiedział Tai.

Hongkońska opozycja liczy na historyczne zwycięstwo we wrześniowych wyborach do Rady Ustawodawczej, lokalnego parlamentu regionu. Większość w parlamencie mogłaby jej pozwolić na blokowanie części inicjatyw propekińskiej administracji regionu.

Reklama

Według Taia jeśli obecny trend się utrzyma, demokraci mogą zdobyć nie tylko 35 mandatów rozdzielanych w powszechnym głosowaniu z okręgów geograficznych, ale również więcej spośród 30 miejsc obsadzanych przez specjalne komitety branżowe, tradycyjnie zdominowane przez propekińskie elity.

„Jeśli kandydaci demokratyczni zwyciężą w komitetach branżowych, (w ich rękach) będzie ponad 45, a nie tylko ponad 35” mandatów – powiedział Tai, wykładowca prawa na Uniwersytecie Hongkongu (HKU) i jedna z kluczowych postaci rewolucji parasolek z 2014 roku.

Odniósł się również do obaw o dyskwalifikację kandydatów wyłonionych w prawyborach. Jego zdaniem w przypadku wykluczenia przez władze tacy kandydaci mogą wyznaczyć inne osoby do startu w wyborach.

Władze ChRL i lojalna wobec nich administracja Hongkongu twierdzą, że nowe prawo o bezpieczeństwie państwowym jest konieczne, by przywrócić w regionie stabilność po miesiącach prodemokratycznych protestów. Według opozycji i wielu zachodnich komentatorów nowe przepisy oznaczają jednak kres wolności i praworządności, które odróżniały Hongkong od Chin kontynentalnych.