W ostatnich dniach Chiny zaczęły łagodzić część ograniczeń wprowadzonych w związku z COVID-19, które od miesięcy paraliżowały gospodarkę. Jednak determinacja Pekinu do ponownego otwarcia kraju może się zmniejszyć. Liczba zachorowań na COVID-19 rośnie. Zaczęli się tym martwić również inwestorzy na rynkach finansowych.

Czynnik ryzyka

We wtorek w Państwie Środka odnotowano prawie 28 tys. nowych przypadków, najwięcej od kwietnia. Epicentrum obecnej fali zachorowań jest Guangzhou. To jedno z największych chińskich miast z prawie 19 mln mieszkańców nałożyło pięciodniową blokadę w dzielnicy Baiyun, w której znajduje się jedno z najbardziej ruchliwych lotnisk w kraju.
– Od początku listopada liczba nowych przypadków COVID-19 w Chinach zaczęła szybko rosnąć, a średnia liczba przypadków z ostatnich siedmiu dni zbliżyła się do szczytu z połowy kwietnia, gdy miał miejsce ostatni skok zakażeń. Pierwszy raz od maja pojawiły się również „covidowe” zgony. To wszystko wywołało obawy rynków, że Chiny szybko nie odejdą od polityki zero COVID, co jeszcze mocniej pociągnie w dół tamtejszą gospodarkę, a jednocześnie zaburzy łańcuch dostaw i stanie się dodatkowym impulsem inflacyjnym dla Europy i USA. Pojawienie się tych obaw sprawiło też, że zniknął jeden z czynników, który na przełomie października i listopada napędzał wzrosty na giełdach i ceny surowców – mówi Marcin Kiepas, analityk brytyjskiej firmy brokerskiej Tickmill.
Reklama