Niedługo po podpisaniu wynegocjowanego przez Chiny porozumienia o przywróceniu irańsko-saudyjskich relacji dyplomatycznych administracja prezydenta Xi Jinpinga planuje spotkanie przedstawicieli sześciu monarchii Zatoki Perskiej i irańskich urzędników w Pekinie. Szczyt odbędzie się jeszcze w tym roku – donosi „Wall Street Journal”.

W kontrze do Amerykanów

Inicjatywa chińskiego przywódcy może sugerować, że Pekin widzi się w roli kluczowego gracza zewnętrznego na Bliskim Wschodzie. Regionie, w którym dominującą siłą były dotychczas Stany Zjednoczone. Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcin Przychodniak zauważa jednak w rozmowie z DGP, że Państwo Środka nie jest aktorem, który byłby w stanie politycznie czy militarnie dorównać Amerykanom. – Wynegocjowanie porozumienia oczywiście wpisuje się w sposób, w jaki Chiny próbują budować swój wizerunek na arenie międzynarodowej. Państwa stojącego w opozycji do amerykańskiego hegemona, dbającego o pokój, stabilizację i potrafiącego pogodzić zwaśnione strony – podkreśla.

Przyczyny chińskiego zaangażowania są jednak przede wszystkim gospodarcze. Pokój na Bliskim Wschodzie jest dla Chińczyków istotny m.in. ze względu na import ropy – Pekin od wielu lat stara się dywersyfikować swoje dostawy. – Moskwa przed rosyjską agresją na Ukrainę stała się kluczowym partnerem ChRL w tym zakresie. Chiny nie chcą jednak kupować większości surowców od Rosjan, dlatego importują też z Bliskiego Wschodu. Głównie z Arabii Saudyjskiej – mówi ekspert PISM. Z perspektywy komunistycznych władz celem irańsko-saudyjskiego pojednania jest więc handel, w tym utrzymanie i rozszerzenie rynków zbytu. Bo – jak podkreśla Przychodniak – sunnicko-szyicka rywalizacja jest jednym z głównych czynników destabilizujących sytuację w regionie.

Reklama

Cały artykuł przeczytasz w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.