Z Pauliną Siegień rozmawia Zbigniew Rokita*
Po wojnie Polska otrzymała niemal jedną trzecią Prus Wschodnich, a ZSRR - resztę. W 1945 r. przez moment wydawało się nawet, iż będziemy kontrolować całość tego terytorium, instalowały się już tam zalążki naszej administracji. Jednak ostatecznie Sowieci przepędzili Polaków. Czy Józef Stalin rzeczywiście chciał nam oddać cały region?
Być może wkroczenie polskiej administracji wynikało z chaosu informacyjnego, gdyż stanowisko Stalina podczas rozmów z Franklinem Delano Rooseveltem i Winstonem Churchillem było jednoznaczne: chciał odgryzienia dla siebie kawałka niemieckiego terytorium. I oni się na to godzili.
A po co Stalinowi był obwód königsberski, od śmierci Michaiła Kalinina w 1946 r. zwany obwodem kaliningradzkim?
Reklama
Stawiam literacką tezę, że potrzebował go do kręcenia filmów, bo rzeczywiście powstało tam wiele radzieckich produkcji wojennych. W obwodzie były gotowe dekoracje - zniszczone niemieckie miasta, koszary, dużo czerwonej cegły. Jeśli wierzyć Stalinowi, to z przyczyn strategicznych potrzebował niezamarzających portów na Bałtyku: w Królewcu i Kłajpedzie. Sądzę jednak, że potrzebował także symbolu.
Symbolu czego?
Zwycięstwa: potrzebował przyłączyć kawałek terytorium wroga. Obwód to obecnie jedyne rosyjskie trofeum z wojny z III Rzeszą Adolfa Hitlera. A co ciekawe, dziś w narracji rosyjskiej Kaliningrad nie jest przedstawiany jako wojenny łup, zwłaszcza w reszcie kraju. Sami kaliningradczycy wiedzą, że 9 kwietnia, gdy Niemcy poddali Festung Königsberg, był początkiem współczesnego Kaliningradu, ale w Rosji region notorycznie się pomija, niewiele się o nim wie. Symboliczny potencjał obwodu nie jest wykorzystywany w kremlowskiej propagandzie. Dzieje się tak, choć od pewnego czasu Pobieda 1945 jest fundamentem budowania współczesnej rosyjskiej tożsamości i państwowej mitologii. Zamiast tego wszyscy grają na europejskiej nucie. I region swoją turystyczną strategię skierowaną do Rosjan buduje na tym, że jest europejski, a sami Rosjanie chętnie to kupują.
W Polsce po 1945 r. mieliśmy opowieść o „odwiecznie polskich Ziemiach Odzyskanych” czy „powrocie do macierzy”, a jak Sowieci argumentowali wchłonięcie Królewca?
Stalin twierdził, że Prusy Wschodnie to ziemie odwiecznie słowiańskie. Po wojnie do obwodu wysłano ekspedycję archeologiczną, która miała tę tezę udowodnić.
I udowodniła?
Nie, nauka nie ugięła się pod naporem propagandy. Więc pominięto sprytnie tę kwestię, opowiadając o bliskich związkach Słowian i ludności miejscowej. Ale ponieważ propaganda może radzić sobie bez faktów, więc do dzisiaj często można usłyszeć w obwodzie, że to odwiecznie słowiańskie ziemie. W lokalnej wyobraźni historycznej nakładają się na siebie epoki, wydarzenia, brak w nich często logiki i linearności. Miejscowi chętnie odwołują się do krótkotrwałej rosyjskiej okupacji Prus w XVIII w. To ma być dowód, że Rosjanie nie są tu przypadkowo. Sądzę jednak, że dla Rosjan wystarczającym historycznym usprawiedliwieniem ich obecności w północnej części Prus Wschodnich jest właśnie Pobieda. Po wojnie najważniejszym argumentem było to, że Sowieci te ziemie podbili, że pokonali nazizm, że „tu walczyli i polegli nasi dziadkowie”. Inny był też kontekst przesiedleń na polskie Ziemie Odzyskane, a inny do obwodu kaliningradzkiego.