Prezydent Władimir Putin przez lata przygotowywał się na najgorsze. Co najmniej od 2014 roku, gdy Rosja została obłożona sankcjami za inwazję na Ukrainę oraz zmagała się ze spadającymi cenami ropy, Kreml skupił się na budowie finansowych barykad, wzmacnianiu dyscypliny makroekonomicznej, zmniejszaniu zależności od amerykańskiego dolara oraz zastępowaniu importu. Nawet jeśli pandemia wydrenowała zwykłe gospodarstwa domowe, to Moskwa trzymała budżet w ryzach.

W efekcie Rosja staje w obliczu obecnego kryzysu z fundamentami wyglądającymi znacznie zdrowiej niż w przypadku innych państw. Chodzi o relatywnie słabe obciążenie długiem, robiące wrażenie prawie 640 mld dol. rezerw międzynarodowych oraz o poduszkę fiskalną o wartości ok. 12 proc. PKB w formie Narodowego Funduszu Bogactwa, zasilanego przez zyski ze sprzedaży węglowodorów. Poprawiła się także samowystarczalność – w 2020 roku, po raz pierwszy od czasów sowieckich, Rosja stała się eksporterem netto produktów rolniczych.

Ciężko ocenić, czy to połączenie różnych czynników wystarczy, aby zabezpieczyć Rosję przed sankcjami. Po prostu nie wiemy, jak daleko posunie się Moskwa, aby rozwiązać to, co nazywa zagrożeniem dla swojego bezpieczeństwa na zachodnich granicach. Nie wiemy również, jak mocno Zachód odpowie na jakikolwiek rosyjski atak lub agresję militarną na Ukrainę, jeśli do niej dojdzie.

Obie strony dysponują wachlarzem możliwości. Ale wciąż łatwo jest przecenić korzyści płynące z posiadania pancernej gospodarki przez Putina. Oczywiście takie korzyści istnieją, ale ochrona w krótkim terminie wiąże się z coraz większymi kosztami w dłuższej perspektywie wraz z tym, jak produktywność i wzrost są poświęcane w imię stabilności i zachowania reżimu. Dodajmy do tego aktualną zależność od ropy i gazu plus kiepską demografię, a ryzyka staną się jeszcze bardziej widoczne.

Reklama

Wyłomy w gospodarczej twierdzy Putina

Problem, z którym mierzy się Władimir Putin, można ująć jednym słowem: marazm.

Otóż budowa obronnej struktury gospodarczej oznacza centralizację, wysoki poziom oszczędności, a zatem niski poziom inwestycji w przyszłości plus wspieranie wielkich państwowych przedsiębiorstw, które podtrzymują państwo, ale wypychają konkurencję i sprzyjają niewłaściwej alokacji zasobów. W ramach eksportu dominuje kilka gałęzi przemysłu (ropa, gaz, atom, uzbrojenie i zboża). Prawdziwie bezpośrednie inwestycje zagraniczne są minimalne.

Richard Connolly, dyrektor w Eastern Advisory Group oraz długoletni obserwator polityki gospodarczej Rosji, opisuje ją jako „gospodarkę Kałasznikowa” – zbudowaną przede wszystkim po to, aby przetrwać, a nie dawać dobre wyniki, gdzie państwo nie dostarcza bodźców, a raczej działa jak hamulec. Na przykład wydatki na badania i rozwój odpowiadają tylko 1 proc. PKB – to połowa lub jedna trzecia poziomu, jaki można zaobserwować w gospodarkach rynkowych. Connolly ocenia, że ok. 2/3 z tego jest związanych z uzbrojeniem, a reszta to przede wszystkim przemysł ropy i gazu. Państwo – w wielu swoich formach – dominuje. I co nie jest zaskoczeniem, innowacje technologiczne pozostają daleko w tyle za rywalami z OECD.

Efekt: choć Rosja w dużej mierze uniknęła lockdownów związanych z Covid-19, aby utrzymać na powierzchni swoją gospodarkę i płacąc za do wysoką cenę w postaci zakażeń i zgonów, to ożywienie już się skończyło, a przyszłość jest mało inspirująca. Bloomberg Economics dostrzega spowolnienie wzrostu gospodarczego z poziomu ponad 4 proc. w ubiegłym roku, gdy poluzowanie pandemii wzmogło popyt, do poziomu ok. 2 proc. w dającej się przewidzieć przyszłości.

Ochrona dla wielkich, szkody dla małych

Rosyjska twierdza może chronić państwowych gigantów, ale uderza w gospodarstwa domowe i małe przedsiębiorstwa, które ucierpiały wyjątkowo mocno. Rosjanie przetrwali brutalną pandemię, zaś niski poziom zaufania do urzędników sprawia, że liczba zaszczepionych pozostaje niska – poniżej połowy populacji. Pandemiczne wsparcie i dodatki dla weteranów, emerytów i matek podniosły wynagrodzenia, ale pod koniec ubiegłego roku poziom dochodu rozporządzalnego był wciąż poniżej poziomu sprzed inwazji Rosji na Krym w 2014 roku. Słaby rubel oraz inflacja dwukrotnie powyżej celu rosyjskiego banku centralnego dodatkowo zwiększają koszty.

Obecnie mało prawdopodobne jest, aby ta sytuacja doprowadziła do wybuchu zagrażających reżimowi demonstracji – koszt protestu jest zbyt wysoki. Ale nieustanna erozja kapitału ludzkiego w Rosji ma swoje konsekwencje pod względem demografii, konkurencyjności oraz przyszłej stabilności społecznej.

Co więcej, pomimo wszystkich poświęceń, które ponieśli zwykli obywatele w imię autarkii, Rosja pozostaje wysoce wrażliwa w wyniku swojego uzależnienia od ropy i gazu, które to surowce w ostatnich latach odpowiadały za 20 proc. PKB, około 40 proc. dochodów federalnych oraz większość eksportu.

Europa nie dostrzega słabości Rosji

Z pewnością Europa jest w trudniej sytuacji, odkąd nie udało się jej zdywersyfikować dostaw surowców energetycznych oraz poradzić sobie z kwestią magazynowania gazu. Za ponad 40 proc. importu gazu na Stary Kontynent odpowiada Rosja. Ale Rosja także potrzebuje Europy, swojego największego partnera handlowego i jak dotąd największego rynku dla rosyjskiego gazu – to nie jest błaha sprawa, nawet jeśli gaz w istotny sposób jest mniej ważny niż ropa dla rosyjskiego budżetu.

Maria Szagina, ekspert ds. sankcji, która obecnie pracuje w Fińskim Instytucie Spraw Międzynarodowych wskazuje, że Europa pomniejsza swoje możliwości, skupiając się tylko na własnych słabościach, a pomijając słabości Rosji.

Chiny nie przejmą roli Europy

Niektórzy uważają, że do gry mogłaby wejść Azja. Tak wychwalany zwrot Rosji na wschód był w istocie zwrotem ku Chinom, ale ten autokratyczny bratni kraj nie uratuje sytuacji. Jakiekolwiek istotne zmiany w eksporcie węglowodorów będą zachodziły wolno, zaś Pekin, chcąc zdywersyfikować swoje źródła surowców energetycznych, będzie miał przewagę. Chińskie firmy, a w szczególności banki, pokazały swój sceptycyzm co do stóp zwrotu w Rosji i obawiają się, że zostaną objęte amerykańskimi sankcjami. Muszą jeszcze zasygnalizować, że mogłyby lub wypełnią lukę inwestycyjną.

Czy którekolwiek z tych długoterminowych problemów wystarczą, aby zniechęcić Putina do dalszych działań? Iikka Korhonen z Instytutu Gospodarek Rozwijających się, działającego w ramach Bank of Finland, który badał gospodarczy wpływ sankcji, sugeruje, że niekoniecznie, biorąc pod uwagę krótkoterminowe cele Kremla. W końcu logika ekonomiczna nie zapobiegła aneksji Krymu, a Rosja może funkcjonować przez wiele lat nawet po nałożeniu dalszych sankcji. Jednak nawet to, co wydaje się mieć mały wpływ, zaszkodzi i sprawi, że w przyszłości Rosji trudniej będzie powrócić na ścieżkę wzrostu.

W końcu żadne barykady i środki ochronne nie zrekompensują Rosji autokratycznej krótkowzroczności.