Do tej pory na pierwszym miejscu był Josep Borrell i jego żenująca wizyta na Kremlu na początku lutego ubiegłego roku, niedługo przed umieszczeniem Aleksieja Nawalnego w łagrze. Macron ma jednak wielką szansę na zdetronizowanie szefa unijnej dyplomacji.
Prezydent kraju, który dysponuje ponad 300 głowicami atomowymi i jest drugą potęgą nuklearną NATO, po sześciogodzinnych rozmowach z Władimirem Putinem próbował przekonywać świat, że uratował pokój. Do dziennika „Financial Times” poszedł przeciek, że Kreml zobowiązał się do wycofania po manewrach na Białorusi wszystkich żołnierzy. Te rewelacje podsycał sam Macron. „To do mnie należało zablokowanie gry, aby zapobiec eskalacji i otworzyć nowe perspektywy. Ten cel jest dla mnie spełniony. Francja ugruntowała wiarygodność” – ocenił.
Wyniki tej błyskotliwej misji dyplomatycznej szybko zdementował rzecznik Kremla. Państwowy funkcjonariusz relatywnie niskiego szczebla (choć w rosyjskich warunkach znacznie wyższego niż na Zachodzie) w kilku zdaniach doprowadził do całkowitej dewaluacji przywódcy państwa atomowego.
Reklama