Biden oraz Truss, różne Blinkeny i Sullivany, plujące atlantycką śliną, żądają, aby Rosja zdjęła rękę z «nuklearnego guzika». Razem nieustannie grożą nam «przerażającymi» konsekwencjami, jeśli użyjemy broni jądrowej. Ciotka z Londynu, myśląc o młodych, jest gotowa do natychmiastowego rozpoczęcia wymiany uderzeń nuklearnych z nami” – to jedna z ostatnich wypowiedzi Dmitrija Miedwiediewa. Były prezydent Federacji, który dziś najczęściej spełnia się w roli internetowego trolla, dodał, że jego kraj „ma prawo użycia broni jądrowej w odgórnie określonych przypadkach”.
Kreml, grożąc użyciem broni nuklearnej, próbuje wzbudzić strach w społeczeństwach Zachodu. – Broń nuklearna służy głównie do odstraszania: ma zniechęcić do działań, czasami do zastraszania: ma wymusić zmianę już podjętych akcji. Obecnie Rosja chce zastraszyć Zachód, by zaprzestał pomocy Ukrainie, zaś sam Kijów, by przestał się bronić – tłumaczy Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. – Rosja pamięta, że tworzenie arsenałów nuklearnych było niepopularne na Zachodzie, co było widać podczas zimnej wojny. Putin wie, że takie groźby wywołują strach. I teraz znów chce to wykorzystać – dodaje.
Ale warto pamiętać, że na razie groźby Moskwy to tylko i aż komunikacja werbalna.
Tylko – bo nie widać żadnych ruchów zmierzających do faktycznego użycia przez Kreml ładunków jądrowych. Aż – bo z taką retoryką nie mieliśmy do czynienia od 60 lat, od czasów kryzysu kubańskiego. Ale zamiast panikować, lepiej na spokojnie przyjrzeć się temu, co może się zdarzyć i jakie będą tego skutki.
Reklama