Problemy ekonomiczne jako źródło napięć polsko-ukraińskich

Jak wyjaśnia "The Economist", trwające od pięciu miesięcy protesty mają podłoże ekonomiczne. Na początku wojny, gdy Ukraina straciła dostęp do głębokowodnych portów na Morzu Czarnym, UE tymczasowo zwolniła ukraińskich kierowców ciężarówek z systemu zezwoleń, który ogranicza ruch do i z bloku. Stanowiło to wyzwanie dla polskich kierowców, którzy zdominowali lokalny biznes przewozowy. W międzyczasie zawieszenie ceł importowych i kontyngentów na ukraińskie towary rolne, produkowane przez większe, bardziej wydajne przedsiębiorstwa, stało się nieoczekiwaną konkurencją dla małych polskich gospodarstw rolnych, już i tak ograniczonych przez unijne przepisy dotyczące ochrony środowiska. Napięcia te zostały spotęgowane gwałtownym spadkiem światowych cen zbóż, a także polityką wewnętrzną przed polskimi wyborami samorządowymi w kwietniu.

Wpływ Rosji na protesty i rosnące napięcia w relacjach międzynarodowych

Reklama

"The Economist" pisze, że protesty rolników są podatnym gruntem dla rosyjskich operacji wpływu skierowanych do tych, którzy mają obawy co do potencjalnego przystąpienia Ukrainy do UE, gdy ukraińscy kierowcy i eksporterzy nie będą objęci ograniczeniami. Kreml zwykł nazywać taktykę "dziel i rządź", za pomocą której podważa jedność swoich wrogów, "aktywnymi środkami", a najskuteczniejsze opierają się na realnych obawach.

Piotr Krawczyk, szef polskiego wywiadu w latach 2016-2022, mówi, że byłoby zaskakujące, gdyby Rosja nie próbowała dziś stosować podobnych formuł. "Władimir Putin jest oportunistą. Kiedy widzi możliwość podważenia spójności, wykorzysta ją" - mówi. Andrij Czerniak, rzecznik ukraińskiego wywiadu wojskowego HUR, podkreśla, że Kreml stara się działać na każdym możliwym poziomie. "Widzimy to bardzo wyraźnie i śledzimy to. Szczerze mówiąc, chylimy przed nimi czoła. To imponująca praca" - przyznaje.

Rosyjska dezinformacja w mediach społecznościowych wzmacniająca protesty

Jeden z ukraińskich badaczy wojskowych, który woli pozostać anonimowy, zauważa, że Rosja zwiększa ambicje w zakresie wpływu na media, gdyż Internet zapewnił nowe możliwości penetracji opinii publicznej za ułamek wcześniejszych kosztów. Mówi, że podczas niedawnych badań odkryto 18 tys. podejrzanych stron na Facebooku promujących fałszywe narracje w związku z protestami, np. wyolbrzymiające korupcję na Ukrainie.

Z kolei analiza przeprowadzona przez Antibot4Navalny, grupę aktywistów, która śledzi sieć wpływów Kremla w mediach społecznościowych, wykazała, że sieć około 10 tys. botów retweetowała jedną fałszywą wiadomość o polskim proteście, zapewniając, że zobaczyło ją 50 tys. użytkowników.

Długoterminowe strategie Rosji i sceptycyzm co do ich skuteczności

Ale jak pisze "The Economist", mniej jasne jest, jaki wpływ wywierają te operacje. Płk Taras Dziuba z wydziału strategiczno-komunikacyjnego ukraińskiego sztabu generalnego mówi, że Rosjanie grają w długą grę. "Rzadko osiągają natychmiastowe rezultaty, ale osłabiają obronę ludzi, dzięki czemu stają się oni skłonni do słuchania nowych źródeł informacji" - wyjaśnia. Inne źródła wywiadowcze na Ukrainie i w Polsce sugerują jednak, że Rosja odgrywa drugorzędną rolę w polskich protestach. "Wiele osób zostało nagrodzonych nowymi gwiazdkami na epoletach. Powiedzieli Putinowi, że to oni wszystko zorganizowali. Nie przesadzałbym z tym" - mówi jedno z wysokich rangą ukraińskich źródeł.

Rozłam w relacjach polsko-ukraińskich i rola rosyjskiej propagandy

Tygodnik zauważa, że intensywne negocjacje na szczeblu UE dają nadzieję na rozwiązanie problemu granicznego, ale nawet jeśli tak się stanie, protest spowodował wiele szkód w relacjach między oboma krajami. "Na początku wojny Polska i Ukraina były zjednoczone przez braterstwo krwi przeciw wspólnemu wrogowi. Polacy przyjmowali uchodźców i przemycali przez granicę myśliwce MiG, kamuflując je jako części zamienne. Obecnie wielu Polaków postrzega Ukrainę jako skorumpowanego, a nawet niebezpiecznego konkurenta. Wielu Ukraińców postrzega Polaków jako przeszkodę w przetrwaniu. Panuje zamieszanie i nieufność. I nawet jeśli pomysł, że Rosja miała w tym swój udział, jest przesadzony, to jeszcze bardziej zatruł studnię" - ocenia "The Economist".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)