Z Konradem Muzyką rozmawia Maciej Miłosz
ikona lupy />
Konrad Muzyka założyciel firmy Rochan Consulting, która specjalizuje się w analizie wojsk rosyjskich i białoruskich / Materialły prasowe / fot. materiały prasowe
Amerykanie mają przekazać Ukrainie baterie systemu przeciwrakietowego Patriot i wozy bojowe Bradley, Francuzi pojazdy AMX 10, Niemcy wozy Marder oraz również baterie Patriot. Jak duży wpływ będą miały te dostawy na przebieg walk?
Nie wiemy, ile pojazdów ostatecznie zostanie dostarczonych. Waszyngton zobligował się do przekazania 50 bradleyów, lecz Paryż i Berlin nie podały na razie żadnych liczb. Za to wiemy, że potrzeby Kijowa są olbrzymie. Ukraińcy planują stworzyć trzy korpusy zmechanizowano-pancerne, w skład każdego ma wchodzić trzy-cztery brygady - czyli co najmniej po kilkanaście tysięcy żołnierzy. Biorąc pod uwagę jedynie potrzeby tych nowych jednostek, to do ich wyposażenia konieczne jest co najmniej 600 bojowych wozów piechoty i 450 czołgów. Generał Wałerij Załużny, naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, powiedział w wywiadzie dla „The Economist”, że potrzebuje 300 czołgów, 600-700 bojowych wozów piechoty i 500 dział, aby pokonać Rosjan. Jednak warto spojrzeć na ostatnie zapowiedzi zachodniej pomocy szerzej. To przełom, po którym mogą nastąpić kolejne dostawy ciężkiego sprzętu. Spodziewam się, że to początek większych dostaw bradleyów, a najpóźniej za kilka miesięcy doczekamy się informacji o przekazaniu Kijowowi zachodnich czołgów. Aby myśleć o wygraniu wojny, Ukraina musi podpiąć się pod zachodnie łańcuchy dostaw. To pozwoli jej na utrzymanie wysiłku wojskowego, przeprowadzanie ataków oraz odbicie terenów zajętych przez Rosjan po lutym 2022 r.
Reklama
Polska mocno naciska na dostarczenie Ukrainie właśnie zachodnich czołgów. Już przekazaliśmy Kijowowi co najmniej 250 sztuk T-72, pojawiają się również informacje, że na Ukrainę trafiły PT-91 Twardy.
Nie wiemy, ile pojazdów tego drugiego typu zostało już przekazanych. Ale nie wiemy również, jaka jest strategia rządu, jeśli chodzi o utrzymanie potencjału pancernego naszego wojska. Część sprzętu została zabrana z jednostek liniowych, a ich dalsze ogałacanie jest decyzją bardzo ryzykowną.
Ale też kupujemy - już w tym roku ma do nas trafić pierwszy batalion używanych czołgów Abrams, do końca 2026 r. powinniśmy się doczekać 500 kolejnych czołgów różnego typu. To zapełni tę lukę?
Na pewno. Ale tempo naszych dostaw do Ukrainy jest tak duże, że na uzupełnienie będzie potrzeba trzech-czterech lat. A jeśli przekażemy leopardy, to ten okres jeszcze się wydłuży. Mam nadzieję, że jeśli się na to zdecydujemy, będziemy mieli dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa - na terytorium RP winny się pojawić jednostki pancerne innych krajów NATO.
Pojawiają się opinie, że Zachód zdecydował się na dostawy ciężkiego sprzętu, bo Rosjanie przygotowują się do dużej ofensywy.
Nie jest tak, że sytuacja Ukraińców nagle stała się trudna. Informacje wywiadowcze spływające do liderów państw NATO są takie, że te 300 tys. zmobilizowanych przez Rosję rezerwistów może zrobić ogromną różnicę na froncie. Mówi się też o drugiej fali mobilizacji, do której mogłoby dojść już w najbliższych miesiącach. Gdyby tak się stało, będzie to miało bardzo duży wpływ na operacje lądowe w Ukrainie. Myślę, że na podstawie właśnie tych informacji zdecydowano się na dozbrajanie obrońców. Ale podejmowanie tych decyzji zajmuje Zachodowi zbyt wiele czasu, a sprzęt do Ukrainy trafia zbyt wolno. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że miną co najmniej trzy miesiące od rozpoczęcia szkoleń do przekazania bradleyów, będziemy mieli kwiecień - wówczas obie strony będą chciały przejść do ofensywy. A jeśli dodamy do tego możliwość zmobilizowania przez Rosję kilkuset tysięcy kolejnych rezerwistów, to perspektywa Ukrainy nie rysuje się tak dobrze, jak we wrześniu czy październiku.