"Nie wiemy, co Putin zrobi, jeśli Ukraina upadnie. Z pewnością będzie kłamał na temat swoich planów i zamiarów, tak jak dwa lata temu zaprzeczał jakimkolwiek zamiarom ataku na Ukrainę. Jest jednak oczywiste, że będzie co najmniej sprawdzał obronę NATO w poszukiwaniu słabych punktów i zintensyfikuje swoje wysiłki w zakresie wojny hybrydowej przeciwko tym państwom Sojuszu, które - jego zdaniem - są szczególnie wrażliwe lub podatne na ataki" - zaalarmował Shea, który był m.in. rzecznikiem NATO w czasie interwencji Sojuszu w Kosowie (1999) oraz zastępcą asystenta sekretarza generalnego NATO ds. nowych wyzwań związanych z bezpieczeństwem (2010-18).

"Gdyby Ukraina upadła, składka ubezpieczeniowa na ochronę NATO znacznie wzrośnie, ponieważ Putin uwierzy, że historia jest po jego stronie, a apetyt (Kremla) na ryzyko zwiększy się. Oznacza to, że po stronie zachodniej gotowość do zaakceptowania ryzyka musi się zmniejszyć. Europa będzie musiała rozważyć przywrócenie poboru do wojska i rozwinięcie sił rezerwowych oraz zwiększenie zdolności ochrony ludności cywilnej. Niebezpieczeństwo nie polega na tym, że Kreml opracuje mistrzowski plan zaatakowania całego NATO jednocześnie, ale na tym, że rosnące tarcia między Rosją a NATO zwiększą liczbę incydentów i kryzysów, potencjalnie prowadzących do niekontrolowanej eskalacji" - przewiduje ekspert.

Czas na wzmocnienie linii obronnych?

Reklama

Jak podkreślił, uzbrojenie Ukrainy w stopniu wystarczającym do powstrzymania Rosji w dłuższej perspektywie będzie kosztować ułamek tego, co NATO musiałoby wydać, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo wobec Rosji.

Gdyby Ukraina została pokonana, to NATO straciłoby swoją najlepszą linię obrony i armię z największym doświadczeniem w walce z Rosjanami - zauważył rozmówca PAP.

"Ważne byłoby wówczas, aby tę armię, cały jej sprzęt oraz możliwie jak najwięcej potencjału przemysłowego przenieść do Europy Wschodniej i zintegrować z siłami NATO, głównie z Polską i krajami bałtyckimi. NATO musiałoby znacznie zwiększyć swoją obecność wojskową na wschodnich granicach i w mniejszym stopniu polegać na posiłkach (z zewnątrz). Konieczne byłoby również wzmocnienie linii obronnych" - wyliczył analityk.

Shea przewiduje, że nastąpiłby też prawdopodobnie masowy napływ uchodźców, a Unia Europejska musiałaby być gotowa na ich przyjęcie i rozmieszczenie.

Partyzantka nie jest rozwiązaniem

Pytany, czy Polska i inne kraje wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego stałyby się zapleczem logistycznym i szkoleniowym dla ukraińskiej partyzantki, odpowiedział:

"Ukraina ma długą tradycję partyzanckiego oporu wobec sowieckiej okupacji (UPA itp.), ale musimy uczciwie przyznać, że nie była ona szczególnie skuteczna w powstrzymywaniu Stalina przed odzyskaniem kontroli po wycofaniu się armii Hitlera w latach 1943-44. Taktyka partyzancka doprowadziła jedynie do większych represji ludności cywilnej. Lepszą strategią byłaby odmowa uznania lub współpracy z jakimikolwiek przedstawicielami rosyjskiej władzy na Ukrainie, czy to politycznymi, gospodarczymi, czy finansowymi. Ale sama niedopuszczalność wszystkich tych scenariuszy podkreśla tylko potrzebę zapewnienia, że Ukraina wygra wojnę, a tym samym osłabi imperialne narracje Putina. Naprawdę nie ma alternatywy".

Rosja głównym zagrożeniem dla Europy?

Przypomniał, że Rosja jest największym realnym zagrożeniem dla Europy, ponieważ odpowiada za całe spektrum trwałych ryzyk, a dla Władimira Putina rywalizacja z Zachodem ma charakter egzystencjalny, a nie geopolityczny lub gospodarczy.

"Nie ma dnia, by Europa nie doświadczała rosyjskich cyberataków, kampanii dezinformacyjnych, ukierunkowanych zabójstw, prób sabotażu infrastruktury krytycznej, korupcji gospodarczej, oskarżania europejskich premierów i parlamentarzystów przez rosyjski rząd na podstawie sfingowanych zarzutów i oczywiście zastraszania militarnego. Konieczność sąsiadowania z państwem rosyjskim, które prowadzi nieustanną wojnę faktyczną i ideologiczną, wydając na zbrojenia większy procent swojego PKB, niż nawet Związek Sowiecki, jest źródłem nieustannego niepokoju dla państw demokratycznych z nim sąsiadujących. Reżim, który jest coraz bardziej represyjny we własnym kraju, będzie wszędzie szukał wyimaginowanych wrogów i będzie bardziej skłonny do podejmowania ryzyka. Ponieważ nie widać możliwości zmiany reżimu w Rosji, Europa musi nastawić się na powstrzymywanie Moskwy przez wiele lat. Istnieją oczywiście inne zagrożenia dla Europy, na przykład rozwój grup dżihadystycznych w Afryce Zachodniej, ale ich znaczenie blednie w porównaniu z Rosją" - ocenił ekspert.

Dopytywany, czy NATO zmieniło się w ciągu ostatnich dwóch lat, odpowiedział przecząco.

"Sojusz wycofał swoje siły z Afganistanu już latem 2021 roku, kładąc kres swojej globalnej i ekspedycyjnej roli. Od marca 2014 roku, po nielegalnej aneksji Krymu przez Rosję i jej pierwszej inwazji na Ukrainę, przeorientował swoje priorytety na rozmieszczenie wojsk w Europie Wschodniej i na obronę zbiorową. To, czego byliśmy świadkami w ciągu ostatnich dwóch lat, to ponowne pojawienie się starych debat w NATO, a nie nowych; na przykład na temat transatlantyckiego podziału obciążeń oraz potrzeby zwiększenia narodowych budżetów obronnych i ponownego otwarcia linii produkcyjnych w celu uzupełnienia zapasów i wyposażenia armii na nowo" - zauważył Shea.

NATO ma większą wagę polityczną

"Sojusznicy debatowali również nad tym, ile oddziałów jest potrzebnych do wdrożenia regionalnych planów obronnych i gdzie powinny one zostać rozmieszczone. W NATO powróciły stare debaty na temat większej roli Europy i samodzielności, ponieważ Donald Trump wzbudził wątpliwości co do wiarygodności amerykańskich gwarancji obronnych. Nowością jest jednak to, że bezpieczeństwo NATO w przyszłości zostało powiązane z obroną państwa niebędącego członkiem Sojuszu - Ukrainy. Nigdy nie miało to miejsca podczas zimnej wojny. Co więcej, Finlandia i Szwecja dołączyły do NATO, dając Sojuszowi więcej terytorium do obrony, ale także większą wagę geopolityczną, niż kiedykolwiek w jego historii" - zauważył rozmówca PAP.

Analityk zwrócił jednocześnie uwagę, że ostatnie dwa lata zmieniły rolę Unii Europejskiej w zakresie bezpieczeństwa i obrony.

"UE po raz pierwszy wspólnie zakupiła broń (dla Ukrainy) i uruchomiła ambitną strategię produkcji przemysłowej, popartą poważnym finansowaniem (100 mld euro w ciągu najbliższych pięciu lat), a do tej pory wydała dwa razy więcej na wsparcie dla Ukrainy, niż USA. UE przeszkoliła również 40 tys. ukraińskich żołnierzy w swoich państwach członkowskich. W przeciwieństwie do NATO, UE nadal angażuje się globalnie, na przykład rozpoczynając w ubiegłym tygodniu nową misję na Morzu Czerwonym. Unia może nie mówić już o +europejskiej autonomii strategicznej+, ale wiele jej działań z pewnością zmierza w tym kierunku" - podsumował Shea.

Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)