"Ewakuacja odbywa się z obszaru, na którym trwają walki. Ci ludzie jadą do Charkowa. Miasto liczy obecnie 1,3 miliona mieszkańców. Jak dotąd ani my, ani wojsko nie widzimy żadnego powodu do ewakuacji Charkowa. To część rosyjskiej informacyjnej i psychologicznej operacji specjalnej, mającej na celu zastraszenie i zdenerwowanie obywateli" - oświadczył Terechow nawiązując do spekulacji na temat sytuacji w mieście.

Dodał, że Rosja używa obecnie nowej broni przeciwko Charkowowi - pocisków dalekiego zasięgu, ale sami agresorzy nie zbliżyli się do miasta.

W większości przypadków Rosjanie uderzają na Charków z obwodu biełgorodzkiego, najczęściej używając pocisków S-300. Według Terechowa, rakiety te docierają do Charkowa w 40 sekund. Okupanci używają również Shahedów.

"Prawie cała krytyczna infrastruktura energetyczna została już zniszczona, podobnie jak sektor prywatny. Rosja chce nas zastraszyć, ale to niemożliwe. W ciągu ostatnich dwóch lat widzieliśmy różne poziomy zagrożeń, począwszy od grupy sabotażowo-rozpoznawczej w samym Charkowie. Były czasy, gdy w prawie dwumilionowym mieście pozostało tylko 300 tys. ludzi. Sytuacja sektora energetycznego jest bardzo trudna" - przyznał mer Charkowa.

Reklama

Jednocześnie podkreślił, że pomimo tego nikt się nie poddaje. "Mamy punkty niezłomności otwarte przez całą dobę. W ciągu dwóch dni ostatniej przerwy w dostawach prądu po ostrzale przybyło tam 28 tys. mieszkańców Charkowa. Szkoły zapewniają darmowe posiłki. Przeszliśmy przez trudniejsze czasy i przetrwamy obecne" - wyraził przekonanie Terechow.

Zapewnił również, że nie ma znaczenia, co przygotowuje wróg, ale raczej to, jak Ukraińcy będą walczyć. "Jeśli chodzi o wyczerpanie Charkowa, Rosjanom się to nie uda. W mieście nie ma paniki. Zastraszanie przez Rosję nie działa - ludzie są zjednoczeni. Charków jest wysuniętym przyczółkiem Ukrainy. I doskonale zdajemy sobie z tego sprawę" - podsumował Terechow.

Z Kijowa Iryna Hirnyk (PAP)