W centrum Paryża tysiące ludzi zebrało się, skandując wymierzone w skrajną prawicę hasła i ostrzegając przed demokratycznymi wstrząsami, które czekałyby kraj, gdyby Le Pen wygrała wybory. Manifestacja wyruszyła z placu Nation po godz. 14.

Wśród manifestantów maszerowali przedstawiciele ruchów feministycznych, ekologicznych, antyrasistowskich i proimigracyjnych. "Wszyscy jesteśmy dziećmi imigrantów", "Patriarchat sam nie upadnie" – skandowano przez megafony.

Demonstranci starają się pokazać zjednoczony front i przekonać niezdecydowanych. Chcemy uniemożliwić wygranie Le Pen drugiej tury wyborów przeciwko urzędującemu Emmanuelowi Macronowi 24 kwietnia – zaznaczył Jean, uczestnik manifestacji w Paryżu.

"Nie lubię Macrona, ale musimy się zjednoczyć przeciwko Le Pen, proputinowskiej faszystce, która zniszczy wolność mediów i wycofa się ze wszystkich inwestycji proekologicznych w naszym kraju" – stwierdziła protestująca studentka Adele w rozmowie z PAP

Reklama

Policja użyła po południu gazu łzawiącego, aby rozpędzić bójki – podała agencja Reutera. "Jeśli skrajna prawica będzie u władzy, obóz demokratyczny, antyrasistowski i postępowy poważnie osłabnie" – podkreślił prezes SOS Rasism Dominique Sopo, cytowany przez media.

Jeden z transparentów niesionych przez demonstrujących w stolicy brzmiał: "Przeciw skrajnej prawicy. O sprawiedliwość i równość, a nie Le Pen w Pałacu Elizejskim".

W Paryżu odbyła się również demonstracja przeciwko Macronowi, oddzielona od głównego pochodu policyjnymi radiowozami. "Wyłączamy telewizor, włączamy mózgi", "Wszystko oprócz Macrona, precz z Deep State (tzw. głębokie państwo)" – skandowali zwolennicy prawicowego polityka Floriana Philippota, organizatora wiecu.

Z kolei aktywiści z grupy ekologicznej Extinction Rebellion demonstrowali w sobotę rano zarówno przeciwko Le Pen, jak i Macronowi na Grands Boulevards w Paryżu i zablokowali Boulevard Strasbourg Saint-Denis w 10. dzielnicy stolicy.

Aktywiście nieśli transparent: "Ten świat umiera, budujmy następny". "To jedyny sposób, w jaki możemy porozmawiać o zmianach klimatycznych" – tłumaczył agencji AFP demonstrujący Antoine.

Le Pen skrytykowała demonstracje podczas spotkania z wyborcami w Saint-Rémy-sur-Avre. "To, że ludzie protestują przeciwko wynikom wyborów, jest głęboko niedemokratyczne. Mówię wszystkim tym ludziom, po prostu idźcie i głosujcie. To takie proste" – powiedziała kandydatka na swoim mityngu wyborczym.

Macron podczas swojego wiecu w Marsylii stwierdził natomiast, że "skrajna prawica jest zagrożeniem dla kraju". "Nie wygwizdujcie jej, idźcie głosować" – apelował w sobotę prezydent.

Komentatorzy wskazują, że rozpoczynające się w przyszły weekend (wyborczy) ferie wiosenne we Francji mogą negatywnie odbić się na frekwencji wyborczej, w tym zwłaszcza na frekwencji wyborców popierających Macrona.

Władze oceniają, że w sobotę protestuje około 15 tys. osób w całym kraju, ale ostateczne dane nie zostały jeszcze podane. Dziennik "Le Figaro" ocenił, że w manifestacjach wzięło udział mniej młodych ludzi niż zapowiadali organizatorzy protestów.

W przeprowadzonej 10 kwietnia pierwszej turze francuskich wyborów prezydenckich ubiegający się o reelekcję Macron zdobył 27,85 proc. głosów, Le Pen - 23,15 proc. Kandydaci zmierzą się w drugiej turze wyborów 24 kwietnia.