Przyznanie Polsce 24 mld euro grantów i 34,2 mld euro pożyczek w ramach Krajowego Planu Odbudowy PiS oceniał jako swój sukces negocjacyjny, a fundusze te określał jako bardzo potrzebne (także w kontekście umacniania polskiej waluty). Jednak od jakiegoś czasu rządowa opowieść się zmieniła. Dziś politycy PiS deprecjonują znaczenie KPO – twierdzą, że pieniądze, jakie mielibyśmy dostać, nie są aż takie duże, a nawet że możemy ich w ogóle nie dostać. Wszystko przez ciągnący się od ponad roku spór z Komisją Europejską, która przed odblokowaniem wypłat domaga się zmian w polskim sądownictwie, choćby w zakresie możliwości testowania bezstronności sędziów przez innych sędziów. A to ustępstwa, na które nie zamierza się zgodzić ani rząd, ani prezydent. – Kamienie milowe KPO dotyczące zmian w sądach zrealizowaliśmy w 100 proc., nie będzie już żadnego szlifowania – przekonuje polityk PiS.
Z tych względów już nie tylko politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, lecz także PiS zaczęli rozważać, czy jest sens dalej tkwić w unijnym mechanizmie dotyczącym Funduszu Odbudowy. – My już się nie spodziewamy pieniędzy z KPO. Może coś nam skapnie, ale i tak to będzie ułamek należnej nam kwoty. Dlatego będziemy zastanawiać się nad porzuceniem mechanizmu wspólnej odpowiedzialności za pożyczki z KPO zaciągnięte przez UE jako całość. Dlaczego mamy spłacać te pożyczki z innymi, skoro nic z tego nie dostaniemy? – pyta retorycznie ważny polityk z Nowogrodzkiej – tu jest siedziba PiS.