W drugą rocznicę pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę dr Lachowski z Katedry Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych na Wydziale Prawa i Administracji UŁ przypomniał, że rosyjska agresja na Ukrainie trwa de facto już od 10 lat, czyli od aneksji Krymu.

Niedźwiedzia przysługa

"Jeśli chodzi o te dwa lata ostatnich działań na pełną skalę, z pewnością w ostatnim czasie ten początkowy ukraiński entuzjazm i wiara w zwycięstwo zostały przygaszone przez działania na froncie, jak i sytuację geopolityczną. Losy tej wojny leżą teraz w Kongresie Stanów Zjednoczonych i od decyzji Partii Republikańskiej zależy, czy duże fundusze (61 mld dol. – PAP) dla Ukrainy zostaną przyznane. Jeśli tak się nie stanie, to problemy z amunicją, bronią, mobilizacją, ale też spadek morale społecznych sprawią, że Putin będzie chciał ten konflikt zamrozić, bo też raczej nie jest w stanie przełamać frontu na swoją stronę" – powiedział PAP.

Reklama

Zamrożony konflikt

W związku z tym – jak wyjaśnił ekspert – obecne linie frontu staną się liniami demarkacyjnymi na kolejne miesiące i lata, co będzie niekorzystne dla Ukrainy, która nie będzie mogła się odbudować jako państwo i będzie w nieustannym zagrożeniu ze strony rosyjskiej, podobnie jak cała Europa.

Salomonowy wyrok MTS

Badacz prawa międzynarodowego dodał, że ostatnie tygodnie to także rozczarowanie Ukrainy z powodu wyroków Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (MTS) w Hadze.

"Trybunał wydał dwa wyroki, w których oczekiwania Kijowa były znacznie większe niż to, co udało się uzyskać. W jednej ze spraw, która dotyczyła wydarzeń na Krymie i w Donbasie w 2014 roku MTS rzeczywiście orzekł, że Rosja naruszyła dwie konwencje międzynarodowe, co jest sukcesem, ale skala oczekiwań była znacznie większa. Trybunał stwierdził bowiem, że Rosja nie musi płacić reparacji wojennych, co z kolei nie pomaga w myśleniu o reparacjach za rosyjski atak po 24 lutego 2022 roku. MTS był jednym z elementów frontu sądowo-dyplomatycznego Ukrainy, ale jego ostatnie rozstrzygnięcia nie były dla niej satysfakcjonujące" – tłumaczył.

Decyzja nowego/starego prezydenta USA

Ekspert wskazał również, że dla dalszych losów wojny na Ukrainie i kolejnych ruchów Putina kluczowe będą wyniki jesiennych wyborów na prezydenta USA. W opinii dr. Lachowskiego z wypowiedzi Donalda Trumpa o tym, że jako prezydent USA nie będzie chronił przed potencjalną rosyjską agresją krajów NATO, które nie wypełniają swoich zobowiązań finansowych wobec Sojuszu, można wywnioskować, że NATO nie jest dla niego ważną organizacją.

"Zachęcanie Putina do agresji zbrojnej na innych sojuszników jest szokujące i mam nadzieję, że te słowa obudzą tę część społeczeństwa amerykańskiego, która nie chce, by Ameryka wyszła z roli lidera światowego. Jeśli bowiem Trump osłabi NATO, albo z niego wręcz wyjdzie, to USA również straci miano lidera" – wyjaśnił.

Kubeł zimnej wody

Dr Lachowski zwrócił również uwagę, że słowa Trumpa obudziły Europę, w której przywódcy krajów zrozumieli, że muszą podjąć kroki dla wzmocnienia własnej obronności.

"Spotkania premiera Donalda Tuska w ramach Trójkąta Weimarskiego z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem pokazują, że rzeczywiście jest chęć, by Europa stała się ważnym graczem również w kontekście obronności. Dyskusje o armii europejskiej to dyskusje polityczne, które nie ziszczą się tu i teraz, ale to dobry krok, by myśleć o przeformatowaniu, czym jest UE i Europa. Polska może mieć tu silny głos i fakt, że sami przeznaczamy 4 proc. PKB na obronność spowoduje zmianę polityki w tym zakresie zwłaszcza Paryża i Berlina" – powiedział.

autor: Bartłomiej Pawlak