Raport w zredagowanej wersji, powstały po blisko dwuletnim śledztwie w sprawie możliwego ingerowania przez Rosję w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku, w tym poprzez zmowę ze współpracownikami obecnego prezydenta Donalda Trumpa, ma zostać opublikowany w czwartek po południu czasu polskiego.

Powołując się na osoby zbliżone do prowadzonych rozmów, "NYT" podał w środę, że spotkania prezydenckich prawników i urzędników resortu sprawiedliwości pomogły tym pierwszym przygotować się na upublicznienie raportu oraz opracować strategię PR w oczekiwaniu na spodziewane w związku z publikacją polityczne kontrowersje.

Ministerstwo sprawiedliwości odmówiło komentarza w tej sprawie.

Politycy Partii Demokratycznej w Kongresie z oburzeniem zareagowali na doniesienia "NYT" o spotkaniach prawników. Skrytykowali też plany prokuratora generalnego i zarazem ministra sprawiedliwości Williama Barra, który zapowiedział, że na konferencji prasowej organizowanej na godzinę przed przekazaniem dokumentu Kongresowi, zamierza omówić konkluzje raportu.

Reklama

Demokraci obawiają się, że Barr, wyznaczony na zajmowane stanowisko przez Trumpa, będzie starał się wpłynąć na publiczne postrzeganie raportu, zanim ktokolwiek będzie miał okazję wyrobić sobie własną opinię na ten temat.

"Wygląda na to, że prokurator generalny prowadzi kampanię medialną w imieniu prezydenta Trumpa. Zamiast pozwolić, by zawarte w raporcie fakty mówiły same za siebie, (...) podjął bezprecedensowe kroki, by sterować opinią publiczną w sprawie blisko dwuletniego śledztwa Muellera" - powiedział dziennikarzom przewodniczący komisji sądownictwa w Izbie Reprezentantów, Demokrata Jerrold Nadler.

Pięciu członków tej komisji, w tym Nadler, wydało oświadczenie, w którym planowaną konferencję Barra nazywają niewłaściwą i żądają jej odwołania. "NYT" odnotował też obawy Demokratów, że podległy Barrowi resort przy redagowaniu raportu mógł zaczernić fragmenty przemawiające na niekorzyść Trumpa. Nadler przygotował wezwanie sądowe, domagając się przekazania Kongresowi dokumentów w całości.

W czwartkowym artykule redakcyjnym "Washington Post" przypomina, że Barr nalegał na redagowanie raportu, argumentując, że zawiera on wrażliwe informacje nienadające się do przekazania opinii publicznej.

"Zasadniczo Barr prosi Kongres i opinię publiczną, by uwierzyły mu na słowo, gdy zapewnia, że wprowadzone przez niego zmiany będą właściwe. Już teraz istnieją powody, by z rezerwą podchodzić do osądu Barra, po doniesieniach, że w odczuciu osób zatrudnionych przy dochodzeniu Muellera podsumowanie raportu, opublikowane przez prokuratora generalnego, w niedostatecznym stopniu przedstawia zawarte w raporcie wnioski" - podkreśla "WP".

Jak dodaje, "sam fakt, że Barr uznał, że Trump nie utrudniał działania wymiaru sprawiedliwości, choć Mueller nie rozstrzygnął tej sprawy, to kolejny niepokojący sygnał tego, co myśli prokurator generalny".

"WP" zauważa, że koniec tej "narodowej sadze" może położyć dopiero niezależny sędzia, który wyjaśni wszelkie niedopowiedzenia i rozwieje wątpliwości. Gazeta przypomina, że we wtorek sędzia okręgowy Reggie Walton powiedział, że może zażądać dostępu do niezredagowanej wersji, by sprawdzić, czy ominięcia i zaczernienia zastosowane w redakcji raportu przez ministerstwo sprawiedliwości były uzasadnione. W ten sposób miał zweryfikować, czy przy redakcji dokumentu przestrzegano obowiązujących przepisów i nie poddano się wpływom politycznym.

Publikacja raportu będzie kamieniem milowym w burzliwej prezydenturze Donalda Trumpa - podkreśla "New York Times", a "Washington Post" dodaje, że dochodzenie Muellera "od wielu miesięcy słusznie pochłania uwagę kraju, dotyczy bowiem zagranicznego ataku na amerykańską demokrację, reakcji krajowych przywódców i zadanie polityków, polegające na zabezpieczaniu demokratycznych instytucji przed atakami w przyszłości". "To nie czas na strachliwość, jeśli chodzi o transparentność" - konkluduje.

>>> Czytaj też: Doradczyni Trumpa odwiedziła Moskwę. USA nie chciały rozgłosu