Huraganowi Sally towarzyszył wiatr wiejący z prędkością 160 kilometrów na godzinę oraz lokalne podtopienia w południowej Alabamie i na zachodzie Florydy. W miarę przesuwania się frontu na północ wiatr słabł. Obecnie Sally nie jest już huraganem, lecz burzą tropikalną.

Przez dwa dni przemieszczająca się wolno (ok. 3 kilometrów na godzinę) Sally znajdowała się blisko południowego wybrzeża USA. Z uwagi na swoją względną statyczność huragan przyniesie "katastrofalne oraz zagrażające życiu powodzie" - ostrzegało jeszcze przed uderzeniem żywiołu w ląd amerykańskie Narodowe Centrum ds. Huraganów (NHC).

W wielu miejscach w Alabamie i na Florydzie Sally towarzyszyły obfite opady deszczu, które powodowały podtopienia. Centrum miasta Pensacola na Florydzie w większości zostało zalane; niektóre ulice przypominają potoki, a woda zakrywa niemal w całości samochody osobowe. Gwałtowne powiewy wiatru zniszczyły również most drogowy. Na plaży w Orange Beach w Alabamie żywioł zmiótł część mola.

Na południu USA ponad 500 tys. lokali nie ma dostępu do elektryczności, w tym ponad 200 tys. w Alabamie - czyli około jednej dziesiątej odbiorców prądu w tym stanie.

Reklama

Wraz ze słabnięciem wiatru front przyspieszał i obecnie przemieszcza się na północ z prędkością ok. 8 kilometrów na godzinę.

Sally to już 18. sztorm, jaki uformował się w tym roku na Atlantyku, i ósmy o sile huraganu lub burzy tropikalnej, który w tym roku uderzył w USA. Jak zauważają meteorolodzy, pod względem liczby sztormów na Atlantyku 2020 rok jest rekordowy.

Pod koniec sierpnia w pogranicze Luizjany i Teksasu uderzył huragan Laura, który osiągnął czwartą kategorię w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona. Na skutek żywiołu w Luizjanie śmierć poniosło sześć osób.

Polecamy: Brutalna gospodarcza karuzela. Przed wybuchem pandemii ubóstwo w USA było najniższe od 60 lat