W czerwcu, w ramach pierwszej wizyty zagranicznej prezydenta USA, Joe Biden – co całkiem logiczne – uda się do Europy. Będzie chciał poprawić relacje amerykańsko-europejskie, które w czasie administracji prezydenta Donalda Trumpa były trudne, zwłaszcza z partnerami z NATO. Naturalnie Joe Biden będzie chciał rozmawiać o Covid-19, zmianach klimatu, ambicjach nuklearnych Iranu oraz wycofaniu Sojuszu Północnoatlantyckiego z Afganistanu. Ale na samym szczycie spraw do omówienia powinna znaleźć się kwestia tego, jak USA i Europa mogą współpracować, aby stawić czoła Chinom – które są daleko od Europy, ale znajdują się w samym centrum globalnej agendy.

Wraz z tym, jak Chiny rozszerzają swój projekt Pasa i Szlaku w skali całego globu, chińska gospodarka, zdolności wojskowe oraz zasięg dyplomacji będą się zwiększać, zderzając się z USA na wielu odcinkach. I biorąc pod uwagę przewidywany rozmiar i technologiczne zaawansowanie Chin w latach 20. XXI wieku, USA będą potrzebować bardzo silnej sieci sojuszników, partnerów i przyjaciół, aby móc zapewnić równowagę w obliczu wzrostu Pekinu.

Chiny w oczywisty sposób pracują nad przebudową światowego porządku w sposób, który będzie szkodliwy zarówno dla USA, jak i dla Europy, poprzez wzmocnienie roli państw autorytarnych i osłabienie wpływów demokracji.

Tylko Europa posiada populację, geografię, wartości oraz - nade wszystko – gospodarczą wagę, aby odpowiedzieć na amerykańską potrzebę stworzenia wiarygodnej przeciwwagi w tym wyłaniającym się zimnowojennym pas de deux. I warto zauważyć, że Chiny zabiegają o Rosję i Iran w procesie budowania swojej własnej sieci sojuszników.

Reklama

Komunikaty Bidena dla Europy

Jakie są kluczowe komunikaty, które Joe Biden powinien zawieźć do Europy w kontekście chińskiego wyzwania oraz jak powinien się do tego zabrać?

Zacznijmy od przywództwa Unii Europejskiej w Brukseli. Gdy byłem dowódcą wojskowym NATO oraz wiele lat później, blisko współpracowałem z Ursulą von der Leyen, ówczesną minister obrony Niemiec. Dziś jest ona szefową Komisji Europejskiej, będącej władzą wykonawczą w UE. Von der Leyen jest lekarzem z wykształcenia, przez wiele lat mieszkała w USA, gdy jej mąż wykładał na Uniwersytecie Stanforda, zaś jej poglądy są bardzo geostrategiczne.

Brałem udział w kilku małych, nieoficjalnych kolacjach z jej udziałem, gdy była niemiecką minister obrony, w tym w jednym spotkaniu, w którym uczestniczyli również wpływowy lider z amerykańskiej branży technologicznej, premier jednego z głównych państw Bliskiego Wschodu oraz dyrektorzy wykonawczy dwóch największych firm w Niemczech.

Ursula von der Leyen była dominującym głosem przy stole oraz potrafiła odnaleźć mądrą równowagę pomiędzy pewnymi decyzjami Niemiec, aby nie wspierać NATO (takimi, jak odmowa wysłania swoich sił do Libii), a innymi decyzjami Berlina, aby przejąć przywództwo w ramach międzynarodowych sił w północnym Afganistanie. Nawet wtedy, czyli pięć lat temu, Ursula von der Leyen mówiła o wyzwaniu ze strony Chin oraz o cyberbezpieczeństwie, a także o tym, jak NATO mogłoby pomóc z poradzeniu sobie z tymi oboma wyzwaniami. Bardzo ważne jest, aby prezydent Joe Biden zbudował silną, osobistą relację z von der Leyen.

Joe Biden skorzysta również, jeśli rozwinie osobistą relację z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem, który w przeszłości był premierem Norwegii.

Gdy kilka tygodniu temu prowadziłem wywiad z Jensem Stoltenbergiem w ramach Rady ds. Stosunków Zagranicznych, wśród głównych zagrożeń wymienił Chiny (obok Rosji, cyberbezpieczeństwa i zmian klimatycznych). Na szczęście sprawy zagraniczne od dawna znajdowały się w samym centrum rządowej kariery Joe Bidena, co stanowi zaletę jeśli chodzi o stosunki z innymi wysokimi rangą liderami.

Od strony praktycznej przeciągnięcie Europejczyków na stronę USA w obliczu Chin będzie miało zarówno komponent wojskowo-dyplomatyczny, jak i ekonomiczny.

Pod względem zaangażowania wojskowego i dyplomacji, najlepszym obszarem zwiększonej współpracy będzie odparcie chińskich roszczeń terytorialnych na Morzu Południowochińskim. Francja i Niemcy zaangażowały się już w prowadzenie patroli na rzecz wolności żeglugi w regionie, we współpracy z USA. W ubiegłym miesiącu grupa uderzeniowa z udziałem brytyjskiego lotniskowca wpłynęła do Azji Wschodniej od strony Oceanu Indyjskiego. Opieranie się na tych wydarzeniach oraz przyciągnięcie Europy w kierunku formatu pacyficznych demokracji QUAD (skupiającego Australię, Indie, Japonię i USA) ma sens. Europa może być szczególnie pomocna we współpracy z Indiami, zwłaszcza Wielka Brytania, która szybko poprawia swoje relacje z byłą kolonią.

Pod względem gospodarczym kluczowym elementem współpracy w obliczu chińskiego wyzwania będzie stopień, do jakiego Ameryka i Europa mogą koordynować swoje stanowiska w sprawach handlu i technologii. Niektórzy w Europie starają się ograniczyć możliwości biznesowe i technologiczne największych firm z USA poprzez tzw. akt o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act). W ramach tego dokumentu, który wygląda jakby był skierowany na Dolinę Krzemową, amerykańskie firmy stałyby się przedmiotem śledztw, interwencji w praktyki biznesowe oraz doświadczyłyby ekstremalnych poziomów kontroli i regulacji.

Jednym z sposobów na poradzenie sobie z tymi sporami byłaby zgoda Joe Bidena na pomysł, który był już przedstawiany w Europie – na amerykańsko-europejską radę ds. handlu i technologii. Takie forum mogłoby się skupić na wypracowywaniu uzupełniających się stanowisk w celu rozpoznawania i zwalczania chińskich ambicji. Poparcie przez prezydenta USA takiej rady pokazałoby Pekinowi, że Waszyngton chce blisko współpracować z narodami, które podzielają te same wartości związane z prawami człowieka i wolnością polityczną.

Rada ds. handlu i technologii mogłaby także odnowić pomysł Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP), czyli atlantyckiej wersji Partnerstwa Transpacyficznego (TPP). Obie te inicjatywy umarły, gdy administracja Donalda Trumpa doszła do władzy (choć pakt pacyficzny został ożywiony w ramach mniejszej grupy).

Ponowne rozpoczęcie negocjacji na TTIP z myślą o chińskich praktykach w dziedzinie handlu i ceł oraz kradzieży własności intelektualnej mogłoby sprawić, że amerykańskie oraz europejskie interesy byłyby zbieżne, a wszystkie zachodnie firmy mogłyby działać w sposób wolny i uczciwy.

Stany Zjednoczone mają sprawnych sojuszników, parterów i przyjaciół na całym świecie – to przewaga komparatywna Waszyngtonu nad Pekinem. Ale tylko w Europie USA mogą odnaleźć zbieżność wartości, gospodarek, zdolności wojskowych i technologii na skalę niezbędną do stawienia czoła chińskiemu zagrożeniu.