Listopadowe wybory uzupełniające, midterms, w Stanach Zjednoczonych były jak mecz Polski z Argentyną na mundialu w Katarze (dla przypomnienia: Biało-Czerwoni ulegli 0 : 2, lecz była to nasza tradycyjna porażka zwycięska, bo jednak udało się nam wyjść z grupy). A więc, trzymając się piłkarskiego porównania, demokraci przegrali, bo stracili Izbę Reprezentantów, ale wygrali, bo obronili większość w Senacie.
Taki wynik głosowania był historycznym wyjątkiem: w ostatnich 100 latach jedynie trzykrotnie zdarzyło się, by w pierwszych midterms podczas pierwszej kadencji prezydenta jego partia nie została zmiażdżona przez opozycję, tracąc kontrolę nad całym Kongresem. Niespełniona przepowiednia „czerwonej fali” (czerwony to kolor Partii Republikańskiej) umocniła w Amerykanach przekonanie, że drużyna Joego Bidena jest silniejsza niż kiedykolwiek.
Jeśli jednak prawdą jest, że najwięcej mówią o nas pierwsze, spontaniczne reakcje, to działania oraz słowa konserwatystów tuż po wyborach pokazały prawdziwe oblicze tej formacji. Na wieść, że tamą, która powstrzymała „czerwoną falę”, były w dużej mierze głosujące po raz pierwszy zetki (drugi największy w historii udział 18-29-latków, czyli pokolenia Z, w wyborach) pospołu z singielkami, prawica zawyrokowała: winny jest wiek wyborców oraz ich stan cywilny. - Musimy podnieść wiek uprawniający do głosowania do 21. roku życia - zasugerował wpływowy konserwatywny ekonomista i radiowiec Peter Schiff. - A jeszcze lepiej do 28 lat. Młodzież jest dziś niedojrzała i nie wie, co robi - poprawiła go Brigitte Gabriel, aktywistka antymuzułmańska związana z religijną prawicą magnata medialnego, teleewangelisty Pata Robertsona. Z kolei pomysł na okiełznanie niesfornych liberalnych singielek przedstawiła niezawodna stacja Fox News. - Demokraci piorą kobietom mózgi i uprawiają rodzaj polityki, który ma za zadanie utrzymywać je w stanie niezamężnym. Musimy je wydać za mąż. Kobiety, czas się zakochać i ustatkować! Panowie, pora włożyć im na palec obrączkę! - grzmiał z anteny komentator polityczny Jesse Watters, stojąc na tle infografiki pokazującej, że na republikanów głosowało 56 proc. mężatek i tylko 31 proc. singielek.
Choć podobne reakcje republikanów wzbudziły rozbawienie, pozostawiły jednak po sobie gorzki posmak. Bo uwypukliły utrwalany za rządów Donalda Trumpa obraz świata: winę zawsze ponosi ktoś inny, zaś oszustwo i dyskryminacja są głównymi narzędziami walki politycznej. Co pokazuje, że choć poprzedni prezydent opuścił Biały Dom już prawie dwa lata temu, wciąż prowadzi amerykańską prawicę na smyczy.
Reklama

Cały tekst przeczytasz w świątecznym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej