A nie moglibyśmy zacząć od pozytywnych?
Dobrze, ale ten scenariusz jest zarazem najmniej prawdopodobnym, gdyż większość państw zaangażowanych po stronie Ukrainy chce mu zapobiec. Czasami uznając ten cel swojej polityki za nadrzędny.
Niekontrolowanego rozpadu porządku międzynarodowego. Który mógłby nastąpić w wyniku użycia przez Moskwę broni jądrowej przeciwko Ukrainie. W tym scenariuszu społeczność międzynarodowa pozostaje tak sparaliżowana, że działanie Kremla nie spotyka się z odpowiedzią. Nic się nie dzieje. W rezultacie mielibyśmy do czynienia z sytuacją podobną – jeśli chodzi o skutki dla systemu międzynarodowego – do tej, która nastąpiła dziesięć lat temu. Wówczas administracja prezydenta Baracka Obamy ostro ostrzegła reżim Baszara al-Asada przed użyciem broni chemicznej przeciwko cywilom. Jednak syryjski dyktator mimo wszystko na to się poważył, Waszyngton zaś umył ręce. System międzynarodowy otrzymał katastrofalny sygnał, że amerykańskie ostrzeżenia mają wyłącznie charakter retoryczny. A skoro można naruszyć jedno tabu, to być może uda się też kolejne. I kilka miesięcy później Rosja anektowała Krym. Znowu przy bierności Amerykanów. Do dziś żyjemy w świecie ukształtowanym przez politycznie błędną i strategiczne nieodpowiedzialną politykę zaniechania Obamy.