W biznesie najważniejszy jest pomysł. Konkurencja na rynku jest tak ogromna i zażarta, że tylko nieszablonowe działanie daje jeszcze szansę na przebicie się. Nieważne, jak dziwny czy wręcz idiotyczny twój pomysł może się wydawać innym, ważne, by okazał się skuteczny. Jeśli przegrasz, i tak nikt nie będzie sobie zawracał głowy twoim losem, a jeśli osiągniesz sukces, wszyscy będą ci zazdrościli oraz próbowali cię naśladować. Więc co powiecie na luksusowy, designerski sklep dla zwierząt domowych, którego ostatnim przebojem są perfumy dla psów?
Zapach o nazwie Petite Amande (Migdałek) stał się jednym z najlepiej sprzedających się gadżetów w londyńskim sklepie Mungo & Maud, który założyło i prowadzi małżeństwo Sacherów. Na rynku było już kilka rodzajów perfum przygotowanych specjalnie z myślą o czworonogach, ale jeszcze żadne nie należały do klasy premium. – Od jakiegoś czasu chcieliśmy stworzyć nasz własny wysublimowany zapach, który nie przytłoczyłby zmysłów. Zapach, który miałby odświeżyć naszego zwierzaka oraz być przyjemny także dla naszego nosa – opowiada Nicola Sacher.

W Petite Amande można wyczuć nutki neroli, czarnej porzeczki, wanilii i migdałów

I chyba im się udało. W Petite Amande można wyczuć nutki neroli (olejek eteryczny otrzymywany z kwiatów gorzkiej pomarańczy) z Tunezji, czarnych porzeczek z Francji, kwiatów mimozy, liści fiołka (aromat świeżo skoszonej trawy z delikatnym śladem ogórka), wanilii z Madagaskaru i migdałów. Przy tworzeniu perfum nie było miejsca na najmniejszy kompromis – zapach z tak oryginalnych składników skomponowała doświadczona Lyn Harris ze znanej (i równie drogiej) londyńskiej perfumerii Miller Harris. Zgodziła się ostatecznie na udział w tym eksperymencie, choć przez rok nie chciała słyszeć o „zniżeniu się” do poziomu zwierzaka. – Aromat otrzymanych perfum jest tak przyjemny, że śmiało mogą ich używać również ludzie – przekonuje. Buteleczka wody toaletowej Petite Amande o pojemności 50 ml kosztuje 38 funtów (190 zł). Jak na zapach dla zwierzaka to cena robiąca wrażenie. Jak dla człowieka – hm... taniej niż Chanel N° 5.
Reklama
Gdy w 2007 roku firma weszła na rynek z Petite Amande, w sieci natychmiast zaroiło się od szyderczych opinii. Po co psom perfumy, dziwiono się, przecież wystarczy je od czasu do czasu wykąpać, żeby nie śmierdziały. I porównywano produkt do odświeżacza powietrza do toalet lub do XVII-wiecznej francuskiej prostytutki, która myła się z rzadka, ale za to codziennie obficie polewała perfumami. Jednak dziś nie usłyszy się już żadnej głośnej krytyki. Powód? Perfumy dla zwierząt klasy premium okazały się hitem, który Sacherom daje tak dobry zarobek, że krytycy zostali zmuszeni do zamknięcia ust.
Taki sukces nie byłby możliwy bez konkretnej wizji działalności. – Gdy nasi znajomi usłyszeli, w co chcemy zainwestować, byli bardzo zdziwieni. Większość z miejsca odradzała nam ten projekt lub kwitowała go szyderczym uśmiechem – opowiada Michael Sacher. Małżeństwo, po ukończeniu studiów pracujące w korporacyjnych biurach, było jednak zdeterminowane, by zmienić swój los i zmierzyć się z kapitalizmem na własną rękę. Przemysł nastawiony na zaspokajanie potrzeb czworonogów (a pośrednio i ich właścicieli) jest szacowany na ok. 5 mld dol. rocznie. Suma oszałamiająca, jednak ten wielki tort od dawna jest już podzielony między kilka dużych firm. I jeśli nie zaproponuje się czegoś nowego, to nie ma się najmniejszej szansy na długie utrzymanie się na rynku. Potężni rywale zmiażdżą wchodzącego konkurenta cenami.
Sacherowie wypatrzyli jednak niszę: rzeczy luksusowe, ale – jak sami podkreślają – w dobrym smaku. Obroże i szelki bez złota, miski bez platyny, smycze bez kryształów, a kubraczki bez cekinów oraz brokatu. Ich produkty miały być stonowane i eleganckie, pasujące do współczesnego ascetycznego designu, który obecny jest w naszych (a przynajmniej brytyjskich) domach. – Byliśmy pierwsi, na całym świecie nie było drugiego takiego sklepu – zapewnia Nicola.
Pierwszy punkt sprzedaży uruchomili w 2005 roku. Długo szukali dla niego dobrej lokalizacji, w końcu znaleźli: w ścisłym centrum Londynu (w dzielnicy Belgravia przy Elizabeth Street). Koszt wynajmu jest tu ogromny, ale musieli posiadać sklep w tak reprezentacyjnym miejscu, bo idealnie harmonizuje ono ze sprzedawanym przez nich luksusem. Natychmiast zrobiło się o Mungo & Maud głośno – z powodu cen. Najtańsza miska na wodę kosztuje 36 funtów (182 zł), a najdroższa 145 funtów (734 zł). Można u nich kupić kaszmirowe wdzianko dla psiaka za 135 funtów (683 zł) lub tańsze, z wełny nowozelandzkich merynosów, za jedyne 85 funtów (430 zł).

Buteleczka wody toaletowej Petite Amande dla psiaka kosztuje 38 funtów

Pewnie sklep Sacherów pozostałby niszowym punktem spotkań dla krezusów dziwaków, którzy swoim zwierzakom pozostawiają w spadku fortuny, gdyby nie moda zza oceanu. Amerykańskie gwiazdy i gwiazdeczki nagle zaczęły pokazywać się na czerwonych dywanach z pieskami, najczęściej upakowanymi w torebki koktajlowe. Ten dziwny trend szybko rozprzestrzenił się po świecie, a Mango & Maud nie mogło nie skorzystać z takiej okazji. – Jeśli elegancka kobieta chce się pokazać na mieście, dlaczego jej piesek nie miałby wyglądać równie szykownie jak ona – mówi Nicola. Niemal natychmiast w ofercie sklepu pojawiły się gustowne torebki – nosidełka – najdroższy model kosztuje 353 funty (1,8 tys. zł). Pierwszymi klientkami były celebrytki, a dzięki ich lansowi i szeptanemu marketingowi do Sacherów zaczęły pielgrzymować tłumy. W ten sposób sklep zaistniał na rynku, a kupowanie w nim należy już do dobrego tonu wśród ludzi z pękatymi portfelami.
Dziś Mungo & Maud to bardzo dobrze prosperująca firma, która rocznie przynosi zyski liczone w setkach tysięcy funtów. A medialne nagłośnienie perfum Petite Amande tylko pomogło jej w rozwoju. Sacherowie nie zasypiają gruszek w popiele: ich sklep nie sprzedaje już tylko gadżetów dla psów i kotów, ma także dział dla ich właścicieli. Sprzedawane tam rzeczy reklamowane są sloganem, że ich jakość jest taka sama, jak produktów dla czworonogów.
– Zdawaliśmy sobie z sprawę z ryzyka, gdy otwieraliśmy sklep. Czasami i nam samym pomysł sprzedawania drogich oraz designerskich rzeczy dla zwierząt wydawał się... no, powiedzmy, dziwaczny, ale przecież musieliśmy się czymś wyróżniać – mówi Michael. A miarą ich sukcesu jest to, że na świecie powstały inne sklepy wzorujące się na Mungo & Maud.