Wysokoemisyjne firmy i energetyka z naszej części Europy chcą, by PE rozmiękczył niekorzystne dla nich zapisy reformy unijnego systemu pozwoleń na emisje CO2 - ETS. Przekonują, że dla biedniejszych krajów UE koszty transformacji będą zbyt wysokie.

Parlament Europejski będzie w środę głosował nad swoim stanowiskiem w sprawie zmian w systemie handlu uprawnieniami, którego ma się przyczyniać do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych w Europie.

Polskie firmy energetyczne ostrzegają, że przyjęcie najbardziej restrykcyjnych rozwiązań, jakie proponuje komisja środowiska Parlamentu Europejskiego może oznaczać podwyżki cen energii w naszym kraju nawet o 20 proc. Jednak restrykcyjne regulacje uderzyłby też w inne państwa naszego regionu: Bułgarię, Estonię, czy Rumunię.

Dlatego firmy stowarzyszone w Central Europe Energy Partners (CEEP) przyjęły stanowisko, w którym wskazują, w jakim kierunku powinny iść zmiany, by nowelizacja dyrektywy regulującej system handlu przydziałami emisji gazów cieplarnianych nie uderzała zbyt mocno w przemysł.

Najważniejszy postulat to ustalenie tempa redukcji uprawnień tak, by nie przekraczało ono 2,2 proc. rocznie (komisja środowiska proponuje, żeby było to 2,4 proc.). Producenci energii elektrycznej chcieliby też dostawać za darmo 60 proc., a nie jak teraz 40 proc. pozwoleń, jakie państwa członkowskie przeznaczają na aukcje.

Reklama

CEEP sprzeciwia się też podniesieniu tempa wycofywania z rynku niewykorzystanych pozwoleń. KE zaproponowała, by do powołanej w tym celu rezerwy stabilności rynkowej (MSR) trafiało 12 proc. wolnych certyfikatów. Europosłowie z komisji środowiska chcą, by było to dwa razy więcej, czyli 24 proc. "Propozycja zwiększenia szybkości zasysania z MSR do 24 proc. jest nierealna, a zatem nie powinna być brana pod uwagę" - podkreśliło w przesłanym w czwartek PAP oświadczeniu CEEP.

Wysokoemisyjne firmy i energetyka z naszej części Europy chcą też, by środki jakie będą trafiały do biedniejszych państw unijnych z funduszu modernizacyjnego mogły trafiać na projekty bez wykluczania żadnej z technologii (by były neutralne technologicznie). Teraz skreślone są inwestycje opierające się na węglu.

CEEP chce też podwojenia funduszu modernizacyjnego. Mają do niego trafiać środki ze sprzedaży 2 proc. uprawnień do emisji. Przemysł i energetyka chciałby, aby było to 4 proc. Taka zmiana, choć byłaby niezmiernie korzystna dla Polski, jest jednak bardzo mało prawdopodobna, bo limit 2 proc. został ustalony jednomyślnie przez wszystkie państwa członkowskie na szczycie w 2014 r.

W stanowisku firm wyrażono też oczekiwanie ws. zagwarantowania 100 proc. darmowych pozwoleń na emisje dla sektorów produkcji szczególnie narażonych na zjawisko ucieczki emisji (carbon leakage), takich jak przemysł: chemiczny, rafineryjny, stalowy i nawozowy.

Polscy europosłowie zarówno z PiS, PSL jak i PO zgłosili poprawki, które zawierają wiele postulatów CEEP, jednak nie jest pewne, czy uzuskają one większość podczas głosowania plenarnego w Strasburgu. O ile obniżenie liniowego współczynnika redukcji z 2,4 do 2,2 proc. wydaje się realne (bo popierają ten postulat europosłowie z krajów uprzemysłowionych), to nie jest np. pewne, czy PE zgodzi się na oddanie zarządzania funduszem modernizacyjnym krajom, które będą z niego korzystały.

System ETS pokrywa 11 tysięcy energochłonnych instalacji w państwach Wspólnoty. Obejmuje 45 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych w UE.

Przyszłotygodniowe głosowanie w PE nie zakończy procesu legislacyjnego, a jedynie wyznaczy stanowisko negocjacyjne PE do rozmów z przedstawicielami państw członkowskich w Radzie UE. Stolicom jak na razie nie udało się wypracować kompromisu w tej sprawie, ale prezydencja maltańska chciałby, aby stało się to w najbliższym czasie.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

>>> Polecamy: Słowacja radzi sobie ze smogiem dużo lepiej niż Polska. Jak to wyjaśnić?