Ćwiczenia Zapad-2017, planowane na wrzesień, będą pierwszymi manewrami od czasu aneksji Krymu, które Rosja przeprowadzi u polskich granic, m.in. na terenie Białorusi. Jak mówi nam jeden z wysokich rangą oficerów polskiej armii, nie można wykluczyć prowokacji.

We wrześniu Rosjanie planują olbrzymie ćwiczenia wojskowe. Będzie je z uwagą analizował cały nasz region. Tym bardziej że to pierwsze manewry od czasu aneksji Krymu.

We wrześniowych ćwiczeniach rosyjskiej armii może wziąć udział 90 tys. żołnierzy. – Patrzymy na to z niepokojem i spodziewamy się różnego rodzaju prowokacji. Symbolicznie mogą mieć one miejsce np. 17 września – mówi nam jeden z wysokich rangą oficerów Wojska Polskiego.
Rosja obok tradycyjnych pól walki (ląd, powietrze, morze) przewiduje również prowadzenie działań w innych obszarach. „Akcent wykorzystywanych metod przenosi się w stronę szerokiego zastosowania środków politycznych, gospodarczych, informacyjnych, humanitarnych i innych niewojennych. Wszystko to jest dopełniane środkami wojskowymi o ukrytym charakterze, w tym organizacją przedsięwzięć związanych z walką informacyjną i działaniem sił specjalnych” – pisał szef rosyjskiego sztabu generał Walerij Gierasimow na łamach pisma „Wojenno-Promyszlennyj Kurjer” w tekście uznawanym za programowy dla nowej, hybrydowej doktryny wojennej Kremla.
Ćwiczenia Zapad-2017 mogą być więc wykorzystane do ataków na systemy informatyczne polskich urzędów i mediów albo do agresji informacyjnej. Tak jak przed szczytem NATO w Warszawie, gdy prorosyjskie portale publikowały np. zmyślone wywiady z polskimi dowódcami, kontestującymi rzekomo sens jego przeprowadzenia. Z kolei w ramach testów militarnych podczas ćwiczeń Zapad-2009 symulowano nuklearny atak na Warszawę. MON nie odpowiedziało nam oficjalnie, jak resort się przygotowuje do manewrów.
Reklama
Amerykański senator John McCain w rozmowie z prezydentem Andrzejem Dudą ostrzegł niedawno, że Polska może być poddana w najbliższym czasie różnego rodzaju presjom. Więcej optymizmu zachowuje generał Waldemar Skrzypczak. – Ćwiczenia to demonstracja siły. Gdybyśmy nie byli w Sojuszu, byłoby to realne zagrożenie. Na szczęście nie jest ono aż tak poważne, ponieważ nie jest to olbrzymi potencjał, i nie widać odwodów strategicznych – uspokaja były dowódca wojsk lądowych.
– W pracach nad koncepcją i scenariuszem ćwiczeń zostanie uwzględniona sytuacja związana ze zwiększeniem aktywności NATO w pobliżu granic Państwa Związkowego (Białorusi i Rosji – red.) – zapowiadał minister obrony Rosji Siergiej Szojgu w rozmowie z TASS. Do przerzutu wojsk ma być użytych 4 tys. wagonów, które teoretycznie mogą przewieźć nawet dywizję pancerną. Na tyle opiewa przetarg rozpisany przez resort Szojgu. Rok przed atakiem na Ukrainę Rosjanie ćwiczyli taktykę, którą później stosowali podczas walk w Zagłębiu Donieckim. Zapad-2017 to pierwsze ćwiczenia z tej serii od czasu aneksji Krymu. Dlatego tym bardziej wszyscy będą je uważnie obserwować. – Rosjanie będą chcieli pokazać obywatelom i Zachodowi, że nie przestraszyli się szczytu NATO w Warszawie i mają na niego odpowiedź w postaci relokacji wojsk do zachodniego okręgu wojskowego. Pytanie, jak długo tam zostaną – komentuje szef Fundacji Pułaskiego Zbigniew Pisarski.
– W państwach bałtyckich ludzie zajmujący się bezpieczeństwem są przestraszeni. Jeśli potencjalny przeciwnik gromadzi w jednym miejscu tak duże siły, nigdy nie wiadomo, co zrobi – mówi nam inny analityk. Z kolei Białoruś obawiająca się, że treningi będą pretekstem do wymuszenia zgody na budowę na jej terenie rosyjskiej stałej bazy wojskowej, nalega, by w ćwiczeniach wzięło udział najwyżej 15 tys. żołnierzy, w większości białoruskich. Rosja nie chce się na to zgodzić. – Między Mińskiem i Moskwą mamy okres zimnej wojny, której konsekwencje są nieprzewidywalne. Niektórzy twierdzą wprost, że to już wojna hybrydowa przeciwko Białorusi – stwierdza Zbigniew Pisarski.