Za te wozy zapłacimy ponad 2,5 mld zł, a dostawy są zaplanowane na lata 2026 – 2027. Umowę podpisała Agencja Uzbrojenia z konsorcjum spółek Huta Stalowa Wola, PGZ, Rosomak oraz WB Electronics. Liderem w tym przedsięwzięciu jest HSW.
Rosomaki – plusy dodatnie
Spójrzmy na polską zbrojeniówkę właśnie przez pryzmat tego zakupu. Plusy dodatnie są takie, że to całkiem dobra maszyna. Będzie na niej usadowiona wieża bezzałogowa wyposażona w armatę Bushmaster 30 mm. ZZSW-30, czyli zdalnie sterowany system wieżowy należy do najlepszych tego typu rozwiązań na świecie. Jego skuteczność jest bardzo wysoka. To efekt wieloletniego projektu, który wspólnie prowadziła HSW i WB Electronics. Mimo tego, że na rynku są dostępne rozwiązania zagraniczne, które można po prostu kupić, to jednak w Polsce stworzyliśmy własne rozwiązanie, które pozwala być w dużej mierze niezależnym od zewnętrznych dostawców. Z istotnych elementów kupujemy np. armatę, ale jest ona stosunkowo łatwo do zastąpienia przed produkty konkurencyjne.W wyniku kooperacji przemysłu państwowego z prywatnym powstał naprawdę dobry produkt. ZSSW-30 trafi nie tylko na właśnie zamówione Rosomaki, ale także wozy bojowe Borsuk, których docelowo w Wojsku Polskim ma być ok. tysiąca.
Rosomaki – plusy ujemne
Ale jeśli są plusy dodatnie, tak jak zawsze są też plusy ujemne. Co najmniej jeden jest kolosalny. Rosomaki są produkowane na licencji, którą kupiliśmy od fińskiej Patrii. Skutkiem tego jest to, że Rosomaki to de facto produkt nieeksportowalny. O tym, że umowa licencyjna stwarza wiele problemów, mówił m.in. były prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Sebastian Chwałek. Problemem jest jednak również to, że choć powstała nowa wersja – L, to do dziś nie doczekaliśmy się projektu, który byłby następcą Rosomaka, będącego już przecież konstrukcją dosyć wiekową. Tak więc choć na tej licencji wyprodukowaliśmy setki sztuk transporterów, to do tej pory nie stworzyliśmy sami jego następcy, a rynki eksportowe są zamknięte. Potęgi przemysłowej tak się nie zbuduje. W pewnym sensie Rosmaki pokazują dwie strony medalu polskiej zbrojeniówki – zarówno jej „niedasizm” jak i „dasizm”.
Czołgi K2 – kolejny odcinek serialu o dobrych chęciach
Także w tym tygodniu doszło do podpisania umowy o stworzeniu konsorcjum między Polską Grupą Zbrojeniową a Hyundai Rotem Company. „Celem Konsorcjum jest jak najszybsze rozpoczęcie negocjacji umowy wykonawczej” – czytam w komunikacie PGZ. Chodzi o umowę wykonawczą na zakup kolejnych 180 czołgów K2, która zgodnie z zapowiedziami wicepremiera ministra obrony Władysława Kosiniaka – Kamysza ma być podpisana już na początku września podczas Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach.
Obecnie sytuacja wygląda więc tak: w 2022 r. podpisaliśmy umowę ramową na zakup tysiąca czołgów. Umowa ramowa, jak sama nazwa wskazuje, tworzy ramy do późniejszego zawarcia umów wykonawczych. Pierwszą taką na zakup 180 czołgów K2 wyprodukowanych w Korei Południowej zawarliśmy niedługo potem. Teraz trwają już dostawy, które powinny się zakończyć do 2026 r. Właśnie negocjujemy kolejną. Znów na 180 czołgów. Dopiero później będziemy precyzować warunki do bardziej zaawansowanej współpracy przemysłowej – drugie 500 z tego mitycznego tysiąca czołgów ma być zmontowane w Polsce.
Podpisanie tej umowy może zaskakiwać, ponieważ przez ostatnie dwa lata to Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne w Poznaniu grały pierwsze skrzypce we współpracy z Koreańczykami. Teraz przejmie je będąca wyżej w strukturze PGZ. „Umowa konsorcjum podnosi polsko koreańskie relacje biznesowe na nowy, wyższy poziom oraz umożliwia realizację wzajemnych zobowiązań wynikających ze strategicznego partnerstwa. W najbliższych tygodniach PGZ będzie informował o kolejnych rozstrzygnięciach w zakresie realizacji programu” – czytam dalej w komunikacie.
Jak to w polskiej zbrojeniówce, w tle mamy polsko – polską wojnę o to, gdzie te czołgi mają być ewentualnie montowane. Oprócz Poznania w grę wchodzi także gliwicki Bumar, z kolei HSW, z której wywodzi się obecny prezes PGZ Krzysztof Trofiniak i tak cierpi na klęskę urodzaju, tak więc dokładnie tam jeszcze montażu czy produkcji czołgów wydaje się pomysłem karkołomnym.
Ta umowa o nowym konsorcjum nie zmienia tego, co powtarzam od pewnego czasu. Wiara w to, że w Polsce szybko będą powstawały czołgi, nie ma oparcia w faktach, a przede wszystkim problemem jest na razie to, że nie wiadomo kto miałby na to wszystko wyłożyć środki finansowe. Ministerstwo aktywów państwowych, które jest formalnym właścicielem PGZ do tej pory żadnego pomysłu w tej kwestii nie przedstawiło. To może skłaniać do wniosku, że wieści o czołgu z Polski okażą się kolejnym niewypałem.