Jak ocenia Pan sytuację Polski na tle rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego?

Całkowite odcięcie dostaw gazu tranzytem przez Ukrainę powoduje, że jest to najbardziej dramatyczny konflikt gazowy, z jakim mieliśmy do czynienia w historii. Konflikt w takim natężeniu jest już niebezpieczny dla Europy zachodniej i trudno mi sobie wyobrazić, żeby mógł trwać długo.

Sytuacja Polski jest bardzo słaba. Jesteśmy bardzo narażeni na kryzys z powodu struktury naszego systemu gazowego. Naszą słabością są zbyt małe możliwości magazynowe. Wnoszą one 25 mln metrów sześciennych i przy braku dostaw ze wschodu one są niewystarczające na zapotrzebowanie dla całej gospodarki. To jest idealne powtórzenie kryzysu, który był pod koniec stycznia 2006 roku, gdy zabrakło gazu. Niepokojące jest, że przez trzy lata nie zrobiono nic żeby uchronić nas przed ryzykiem kryzysu. Jesteśmy na kryzys tak samo narażeni, jak byliśmy trzy tata temu. A warto przypomnieć, że przez te trzy lata nie mówiono o niczym innym, tylko o bezpieczeństwie energetycznym. Ale teraz gdy jest kryzys wszystko zależy od pogody. Jeśli będzie bardzo niska temperatura to najprawdopodobniej zostaną odcięte od dostaw gazu największe zakłady chemiczne.

Czy Polska ma szansę na znaczącą dywersyfikację dostaw gazu?

Reklama

Polska, na uniezależnienie się od dostaw gazu z Rosji nie ma możliwości. Może poprawić swoją pozycję wobec dostawcy. Po to przede wszystkim Polska musi poprawić kontakty gospodarcze w Rosją i kontakty tranzytowe z Ukrainą. Problemem jest w naszym kraju upolitycznienie sektora gazowego i ciągły monopol państwowy.

A co z gazem norweskim? Ze statystyk za ubiegły rok wynika, że import wyniósł zero procent...

Gaz z Norwegii został zastał zastąpiony gazem niemieckim. I to jest pełne wykorzystanie tego gazociągu. To nie działa w sytuacjach kryzysowych, bo nie ma odpowiedniej pojemności. Podstawą jest połączenie Polski z rynkiem europejskim, bo w tym tkwi bezpieczeństwo. Może wtedy wejść na polski rynek konkurencja, która jest potrzebna polskiemu rynkowi gazowemu - chociaż trudno go nazwać rynkiem, ale z drugiej strony potrzebny jest zapas gazu.

Niemieckie magazyny są bardzo pojemne, to są potężne instalacje i można by w sytuacjach kryzysowych posłużyć się nimi, ale żaden polityk ani z poprzedniej koalicji ani z obecnej jakoś tego wariantu poważnie nie rozważa. Dziś rozmawiałem z wiceministrem gospodarki Adamem Szejnfeldem a on powtarza to samo „rozważamy” . A tu nie ma co rozważać.

Ile płacimy Rosji za gaz?

Podstawowe dane są utajniane. Szacuję dziś, że jest to około 450 dolarów za 1000 metrów sześciennych. To jest żenujące, że takie podstawowe dane są utajniane i nikt tego nie wie, gdy są publicznie dostępne w Rosji, Ukrainie czy Białorusi. Powiedziałbym, że kraje uważane w Polsce za mniej cywilizowane podają ceny, a my nie. To jest słabość polskiego rynku gazowego.

Jeśli rozważylibyśmy taki scenariusz - Rosja zakręca kurek i nie ma gazu. Co wtedy?

Po pierwsze Rosja nie zakręca kurka, więc takiego scenariusza nie ma. Po drugie Rosja jest krajem, który żyje z gazu i byłby to ruch samobójczy z niewyjaśnionych przyczyn.

Problem leży w konflikcie między Rosją a Ukrainą. To nie jest zagrożenie ze strony dostawcy, to jest ryzyko tranzytowe. Te dwie sprawy wszyscy w Polsce mylą. Proszę zauważyć, że przez Ukrainę nie płynie gaz, a przez Białoruś - płynie.

W zasadzie najgorszy scenariusz już się zrealizował. Przez Ukrainę już dziś nie dociera gaz do Polski, ani nawet do krajów zachodniej Europy. A to oznacza, że w Polsce brakuje około 19 proc. gazu z importu. Moim zdaniem brakuje między 7-10 mln metrów sześciennych gazu. Jest to na granicy mocy wydawczych polskich magazynów.

Tak, ale mamy jeszcze nasze zasoby…

Wydobycie Polski jest niewielkie, wydobywamy dzisiaj 7 mln metrów sześciennych dziennie a potrzeby w zimie to 50 mln metrów sześciennych przy tak niskich temperaturach. Więc jak widać polskie zasoby to tylko jedna siódma potrzeb. Znacznie więcej można wyciągnąć z magazynów, ale tylko 25 mln metrów sześciennych dziennie i to tylko wtedy, gdy są pełne, bo w miarę zużycia otrzymujemy ten gaz znacznie wolniej, szczególnie przy niskich temperaturach.

Złoża krajowe są niewystarczające a magazyny niewydajne i to jest właśnie wąskie gardło polskiego bezpieczeństwa gazowego. Teraz mamy sytuację dokładnie taką samą jak trzy lata temu. Przez ten czas politycy, którzy kontrolują ten sektor nic nie poprawili, chociaż to jest dość proste i zależy tylko od nas, czy zwiększymy magazyny i poprawimy ich moce wydawcze. To jest choroba naszej polityki, naszego życia gospodarczego w tak zmonopolizowanych branżach jak gazownictwo.

Jakie będzie zużycie gazu w 2010 roku?

Czyli za rok… Wydaje mi się, że zużycie niewiele się zmieni. Nie będzie jeszcze na tyle dużych inwestycji w energetyce, by pociągnąć w górę zużycie. Inwestorzy, którzy mieliby inwestować w sektory uzależnione tak od gazu, jak i energii są - mówiąc delikatnie - wystraszeni. Boja się, że nie dostaną gazu a PGNiG nie ma gwarancji długoterminowych dostaw. Dlatego zużycie raczej nie będzie rosło, ale będzie stabilnie na poziomie około 14,3 mld metrów sześciennych.

Portal rynek gazu.pl podał prognozę, że w 2010 roku zużycie gazu wyniesie w granicach od 16,5 do 19 mld metrów sześciennych. Pana zdaniem to przesadzone przewidywania?

Tak, na takich prognozach „powiesiliśmy się”, kiedy podpisywaliśmy kontrakt z Gazpromem. Po prostu prognozy był tak przesadzone, że musieliśmy potem je redukować. Nie widzę inwestycji, które mogłyby tak zwiększyć zużycie.

Czyli prognoza, że z dywersyfikacji będzie pochodziło 28 proc. zapotrzebowania też się nie sprawdzi?

Bzdury… nie ma skąd, nie ma żadnej inwestycji w takim stopniu zaawansowania, żebyśmy o niej mogli mówić poważnie. To jest czysta fikcja. Dzisiaj jedyną inwestycją, o której się mówi, jest gazoport. Taka inwestycja nie powstaje z dnia na dzień. Ale zawsze można uznać za dywersyfikację dostawy od RosUkrEnergo, bo formalnie, wg polskiego prawa – to jest właśnie dywersyfikacja. A że ma fikcyjny charakter – widać dzisiaj bardzo jasno.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Katarzyna Walterska