Niepokoi to europejskich polityków. Choć źródła globalnego kryzysu gospodarczego tkwią w USA, produkt krajowy brutto w strefie euro kurczy się szybciej niż za Atlantykiem. Ożywienie pojawi się w niej prawdopodobnie z opóźnieniem w stosunku do USA, poza tym – co istotniejsze – pojawiają się pytania o to, na ile silne ono będzie. Istnieje bowiem ryzyko, że oczekiwania w tym względzie opierają się raczej na nadziejach niż na realiach. Czy tak rzeczywiście jest? Zwykle to Amerykanów cechuje bezpodstawny optymizm. Ale przekonanie, że w strefie euro sprawy idą zdecydowanie ku lepszemu, opiera się głównie na wskaźnikach nastrojów w gospodarce, obserwowanych z uwagą ze względu na ich zakładane własności prognostyczne. Na przykład obliczany przez instytut Ifo niemiecki wskaźnik „klimatu w biznesie” rośnie trzeci kolejny miesiąc, a jego poziom jest najwyższy od listopada. Powodem jest ta część wskaźnika, na którą składają się oczekiwania firm co do sytuacji w najbliższych sześciu miesiącach. Natomiast oceny sytuacji bieżącej są najgorsze od zapoczątkowania badań Ifo w 1991 roku. Nadzieje co do przyszłości opierają się chyba na przekonaniu, że pojawiająca się na świecie poprawa uruchomi zorientowaną na eksport gospodarkę niemiecką. Prawdopodobnie istnieje też poczucie, że rządowe pakiety stymulacyjne oraz drastyczne złagodzenie polityki pieniężnej przez Europejski Bank Centralny doprowadzą do zwiększenia popytu.
Zdaniem Jorga Luschowa, ekonomisty z banku WestLB, istnieje niebezpieczeństwo pojawienia się „bańki oczekiwań”. W przeszłości wzrostowi związanego z oczekiwaniami składnika indeksu Ifo w ciągu sześciu miesięcy towarzyszyła na ogół poprawa ocen sytuacji bieżącej. Wyjątek stanowiły lata 2001–2002, gdy nadzieje na ożywienie nie ziściły się. Innymi słowy: jeśli w lipcu w badaniu Ifo nie pojawią się lepsze oceny sytuacji bieżącej, można będzie wątpić w ożywienie niemieckiej gospodarki. Nie tylko niemieckie firmy popadły w optymistyczny nastrój co do przyszłości. W górę idzie także obliczany przez instytut ZEW wskaźnik zaufania inwestorów. Poza tym nawet znani z konserwatyzmu niemieccy konsumenci – jak wynika z badań grupy GfK – bardziej nastawiają się na zmianę na lepsze. W całej strefie euro nadzieje pracodawców na opanowanie załamania gospodarczego przyczyniają się do ograniczenia wzrostu bezrobocia – prócz Hiszpanii, gdzie znacznie poszło ono w górę. Ten stosunkowo beztroski nastrój może mieć również związek z popularnym wśród polityków strefy euro poglądem, że osłabionemu sektorowi bankowemu uda się przejść przez załamanie bez ograniczania kredytu dla firm i gospodarstw domowych. Berlin przeciwstawia się bankowym „testom stresu” w stylu amerykańskim. Oficjalnie kwestionuje ich użyteczność, choć są podejrzenia, że raczej obawia się ich wyników; inne rządy podzielają ten pogląd. Bardziej zaniepokojony wydaje się EBC, który w zeszłym tygodniu ostrzegł, że bankom ze strefy euro może grozić w tym i następnym roku kolejne 283 mld dol. strat i który zaapelował do banków o zwiększenie kapitałów i zasobów płynności. Ogromna rola oczekiwań nie oznacza poprawy sytuacji w strefie euro. Opublikowany właśnie wskaźnik koniunktury menedżerów zaopatrzenia – bazujący raczej na tym, co się zdarzyło niż na oczekiwaniach – pokazuje, że tempo spadku aktywności gospodarczej w strefie euro znacznie zmalało w II kwartale. – To normalne „przestawianie silników” z pozycji zero – mówi Chirs Williamson, główny ekonomista w firmie Markit, który ten wskaźnik oblicza. Ekonomiści nadal jednak będą czekać na „twarde” dane oficjalne – np. o produkcji przemysłu w strefie euro – i nie będą zadowalać się wskazującymi na ożywienie wynikami sondaży.