● Słychać opinie o zagrażającym polskiemu górnictwu importowi węgla. Czy te obawy są uzasadnione?
– Niektórzy rokują wzrost importu węgla do Polski w roku 2009 nawet do 20 mln ton. Nawet jeżeli ta wielkość jest znacznie przeszacowana, a taką mam nadzieję, to jest to bardzo poważny problem dla naszego górnictwa. Każda tona węgla zaimportowanego jest problemem dla polskiego sektora węglowego. Należy pamiętać, że jeżeli na polskim rynku znajdzie się taka ilość węgla z importu, będzie to – wobec zrównoważonego popytu i podaży – dokładnie ta część rynku, na której nie zmieści się polski węgiel. Wielkość 20 mln ton to niemal 100 proc. więcej niż w roku ubiegłym, co i tak znacząco przekroczyło eksport, który wyniósł około 7 mln ton. Ale 20 mln ton to również ponad 25 proc. naszej krajowej produkcji i mniej więcej taki sam udział w bilansie zatrudnienia, czyli ok. 30 tys. miejsc pracy w samym górnictwie, powiększone o kilkanaście tysięcy w otoczeniu górnictwa. Trzeba o tym pamiętać.
● Czym skutkowałby tak prognozowany import węgla do Polski?
Reklama
– Tak znaczący import oznaczałby zamykanie kopalń, zwolnienia ludzi oraz – poprzez zmniejszenie przychodów górnictwa – zaniechanie inwestycji, czyli dalsze zmniejszanie zdolności produkcyjnych. A zatem zmniejszanie podaży węgla – co w konsekwencji otwiera dalsze rynki dla importu węgla do Polski. Ponadto zwijanie się górnictwa polskiego i otwieranie rynku na import oznaczałoby uzależnienie energetyczne, czyli osłabienie bezpieczeństwa energetycznego kraju.
● Co wpłynęło na wzrastający import węgla?
– Powodów jest wiele, ale przede wszystkim należy tu przywołać dwa. Po pierwsze nadmierną i pochopną likwidację kopalń, w których pozostały znaczne zasoby węgla. A po drugie, zaniechanie inwestycji w okresie najwyższej koniunktury cenowej na węgiel. Muszę stanowczo zaprotestować przeciwko opinii przedstawiciela resortu gospodarki, który uznał, że kopalnie są same sobie winne. A przecież to nie kopalnie winne są temu, że nie dostały pieniędzy na inwestycje początkowe. To nie kopalnie są winne temu, że nie mogły sobie zostawić dywidendy i przeznaczyć jej na rozwój i że nie mogły wejść w okresie najwyższej koniunktury na giełdę, czy też, że pieniędzmi górnictwa oddłużono Polskie Koleje Państwowe.
● Zna pan jakiś sposób na poprawę sytuacji?
– Najważniejsze będzie postępowanie ministra gospodarki, który powinien zachować się zgodnie z prawem, jakie daje mu ustawa z 21 czerwca 2002 r. o ochronie przed przywozem na polski obszar celny towarów subsydiowanych. W dalszej perspektywie takim sposobem będzie doprowadzenie przez polskich parlamentarzystów w Unii Europejskiej do zapisania w dokumentach unijnych roli polskiego górnictwa jako stabilizatora bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej. Ten zapis ustabilizowałby sektor węglowy w Polsce na kilkanaście lat. A jest on największy w Unii Europejskiej.
Namawiam jeszcze do renegocjacji umów z energetyką, chociażby po to, aby przynajmniej wybić z ręki argument przemawiający za importem węgla do Polski. Niezwykle ważne jest, by szybko inwestować. Cały wysiłek trzeba skierować na pilne szukanie środków na inwestycje. Najprościej byłoby sięgnąć po poręczenia kredytowe z budżetu państwa. W taki sposób finansowałem przecież budowę kopalni Budryk. I to w czasie dużo większego kryzysu niż dziś. Obecna sytuacja jest nadzwyczajna i potwornie niebezpieczna dla polskiego górnictwa. Ale jeszcze nie beznadziejna, oczywiście, o ile coś wreszcie zacznie się robić. Bezczynne czekanie na koniunkturę nie jest żadnym rozwiązaniem, gdyż nawet kiedy ona nastąpi – co za niedługo się stanie – zwały węgla szybko znikną i okaże się, że nie potrafimy sprostać popytowi na węgiel. Czyli znowu zdamy się na import, czym powtórzymy sytuację z ubiegłego roku. Niestety, ale właśnie taka jest cena niekompetencji. Odnoszę wrażenie, że minister gospodarki nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji w górnictwie. Jak bowiem określić całkowitą bierność wobec rosnącego importu węgla do Polski, wzrostu zapasów, radykalnego spadku zdolności wydobywczych, pogorszeniu się wszystkich parametrów makroekonomicznych oraz fatalnie rozchwianych nastrojów społecznych?! Teraz już tylko poczucie odpowiedzialności kadr oraz samodyscyplina załóg powodują, że to się do końca nie rozlatuje.
Kiedy ożywi się koniunktura w gospodarce i wzrośnie zapotrzebowanie na węgiel, okaże się, że górnictwo nie będzie miało ani dostępu do rynku, bo będzie zajęty przez importerów, ani zdolności produkcyjnych, bo nie inwestuje. Tym samym zrealizuje się scenariusz, który można zauważyć od lat, że Polska – skazana na węgiel na najbliższe 30– 40 lat – stanie się jego rynkiem zbytu, a nie producentem.
● Czy przydałyby się teraz zmiany kadrowe w sektorze węglowym?
– W górnictwie sytuacja jest tak trudna, że nie wolno teraz destabilizować kadr, ani zapowiedziami zmian strukturalnych, ani też innymi pomysłami, w których więcej jest polityki niż gospodarczej racjonalności. Natomiast jedynym szczeblem, który trzeba pilnie przemeblować, są zupełnie bierne i nieprzytomne rady nadzorcze, które swą zachowawczością pozornie uspokajają ministra gospodarki oraz skutecznie paraliżują inicjatywę zarządów i kadr w kopalniach.
● Jerzy Markowski
doktor nauk technicznych, absolwent Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej w Gliwicach, ekspert górniczy, wiceminister gospodarki odpowiedzialny za górnictwo w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza (1997 rok), były senator RP
ikona lupy />
Górnicy w kopalni. Fot. Bloomberg / Bloomberg