Robert Stevenson, który odziedziczył po ojcu firmę Eastman Machine, która od 120 lat wytwarza narzędzia tnące dla przemysłu tekstylnego, w kryzysie musiał zwolnić kilkanaście osób. Ale tańszy dolar uczynił wyroby konkurencyjnymi w Europie. W listopadzie podpisze wielomilionowy kontrakt i zaprosi do pracy zwolnionych. - To nie mogło zdarzyć się 5 lat temu, ani nawet 2 lata temu. Warunki dla biznesu nadal są trudne, ale tani dolar umożliwia obecnie bardziej agresywne zachowanie na rynku – podkreśla.

Obecnie dolar słabnie najszybciej w ostatnich 6 latach. W ub. tygodniu za 1 euro trzeba było już płacić 1,5 dolara, gdy w marcu jeszcze 1,25 dolara. Zmusza to Amerykanów do płacenia więcej za importowane towary i wycieczki do ulubionych miejsc, jak Paryż czy Londyn.

Ale jest druga strona medalu. Słabnący dolar jest korzystny obecnie dla gospodarki amerykańskiej, bo pomaga wyjść z ciężkiej zapaści przemysłowi, przemodelować branżę produkcyjną i zwiększyć eksport, a tym samym ograniczyć deficyt handlowy, chociaż biznesmenom amerykańskim nie jest łatwo, zwłaszcza w Europie.

- Dopóki nie mamy do czynienia z gwałtownym załamaniem kursu dolara, do uporządkowany spadek notowań jest OK - mówi Fred Bergsten, dyrektor Peterson Institute for International Economics. – Nasza waluta w latach 1995-2002 zyskała aż 40 proc. i teraz nadszedł czas powrotu do równowagi - dodaje.

Reklama



Republikanie atakują

Ale słaby dolar niepokoi opozycję republikańską, która utożsamia go z potęgą kraju. – Stracimy pozycję lidera światowego, jeżeli nasza waluta przestanie być doceniana - ostrzega senator Jon Kyl z Arizony, nr.2 Republikanów w Senacie. Nie kryje, że krytykował już prezydenta George Busha za przyzwolenie na spadek kursu dolara. – Obecna administracja robi rzeczy jeszcze gorsze, powiększając wydatki i prowadząc politykę rosnącego deficytu budżetowego (w br. 1,4 bln dolarów) - dodaje.

- W efekcie wielu prezesów banków centralnych na świecie już myśli o zmianie statusu dolara, jako waluty rezerwowej - mówi Neil Mellor z firmy BNY Mellon Global Markets w Londynie. Jego zjazd w dół przyśpieszają historycznie niskie stopy procentowe Fed, praktycznie zbliżone do zera oraz pompowanie deficytu budżetowego.
Jednakże ekonomiści przekonują, że w długim okresie słaby dolar pozwoli wreszcie ograniczyć deficyt handlowy USA, a amerykańskie towary staną się bardziej atrakcyjne za granicą. Za to jednak zapłacą zwykli Amerykanie – droższym wyposażeniem domów sprowadzanym z Włoch, za francuskie wina i japoński sprzęt video i foto, a zwłaszcza za benzynę. Baryłka ropy już kosztuje już ponad 78 dolarów, co oznacza tylko droższe paliwa.

Zresztą kurs dolara miotał się w miniony latach. Ostatnio „zielony” osłabił się znacznie latem 2008 r., a potem wzmocnił drastycznie po spektakularnym upadku banku Lehman Brothers., gdy inwestorzy na całym świecie rzucili się na bardziej bezpieczne obligacje rządu USA.



Ruchom dolara towarzyszy jazgot ekonomistów

- Słaby dolar to główny problem znalezienia pracy dla Amerykanów i spadku stopy życiowej. Gdy dolar dewaluuje się, to mamy mniej kapitału na kupno różnych rzeczy w porównaniu z resztą świata. Co tylko zwiększa ryzyko podwyżki stóp procentowych i inflacji - ostrzega David Malpass, znany ekonomista z Wall Street.

Zdaniem prezesa koncernu PG&E Corp. Petera Darbee, „druk pieniędzy” przez Fed na różne programy ratunkowe, aby postawić ponownie na nogi rynek finansowy, zwiększa ryzyko inflacji. – Jestem mocno przekonany, że dopóki nie zmienimy strategii wydatków, to wkrótce będziemy mieli na karku inflację i dalsze osłabienie dolara - podkreśla.

Ale dyr. Bergsten twierdzi, że obecnie dolar tylko wraca do kursu „fair” wobec innych walut, gdyż Stany Zjednoczone ograniczają deficyt handlowy. Jego zdaniem kurs do euro jest właściwy, ale wobec walut azjatyckich, jak jen, musi spaść o 10 proc., aby Amerykanie mogli łatwiej robić interesy z Japończykami.

Ciekawe, że kurs dolara wobec chińskiego juana praktycznego nie zmienił się. Chociaż Pekin steruje jego poziomem, aby ułatwić chińskim eksporterom ekspansję na rynki świata.

- Administracja Obamy może i twierdzi, że potrzebuje silnego dolara, ale każdy widzi, że nie ma zamiaru go popierać. Fed nie podnosi stóp, a Biały Dom nie zamierza ograniczyć deficytu budżetowego w najbliższym czasie - mówi Mellor.



Europa się niepokoi

Jeżeli kurs dolara wobec euro nadal będzie spadał, to zwiększy to napięcie na linii Ameryka –Europa. Niebezpieczeństwo takie dostrzega prezes ECB Jean-Claude Trichet, który apeluje o osłabienie notowań waluty, prezydent Francji Nicolas Sarkozy nazywa wręcz „katastrofą”. Najbardziej martwią się Niemcy, potężny eksporter, którego bardzo boleśnie dotknął ekonomiczny kryzys (spadek PKB o 5 proc.).

- Mocne euro nadeszło w absolutnie niewłaściwym czasie - przyznaje Jens Nagel z Niemieckiego Stowarzyszenia Eksporterów w Berlinie. – USA to dla nas największy partner, zaraz po Unii, i jest to szczególny cios dla odbudowy przemysłu samochodowego i innych branż eksportowych - dodaje.

Mellor przewiduje, że kurs dolara może spaść nawet do1,60 za euro na początku 2010 r. Są jednak sygnały, że znacznie większe firmy niż wspomniana Eastman Machine zaadaptowały się do nowych warunków.

- Gdy następuje odrodzeni gospodarki globalnej, to międzynarodowi producenci szybko zwiększają obroty, stwarzają priorytety najbardziej konkurencyjnym fabrykom, nawet tym w USA - mówi Pierre Dufour, wiceszef Air Liquide, francuskiego dostawcy gazów technicznych dla stalowni, produkcji półprzewodników i innych gigantów światowej wytwórczości.

- Jak zwykle mamy do czynienia z różnymi punktami widzenia - mówi Carl Martin Welcker, właściciel fabryki w Kolonii, która wytwarza maszyny do produkcji świec samochodowych i eksportuje 80 proc. wyrobów. - Z jednej strony słaby dolara podraża nasze maszyny, ale z drugiej obserwujemy jak międzynarodowe koncerny przenoszą produkcję ponownie do USA, co tylko zwiększa naszą sprzedaż za oceanem - podkreśla.

ikona lupy />
Amerykański dolar / Bloomberg