Magnat prasowy Rupert Murdoch namawia wydawców w USA, by wycofywali treści z serwisów Google. Dwóch małych wydawców już tak zrobiło. Co zrobiliby wydawcy w Polsce, gdyby Murdoch zwrócił się z podobną prośbą?
WIESŁAW PODKAŃSKI*
Zapytalibyśmy, co oferuje nam w zamian. Izba mogłaby rekomendować rozwiązania, ale nie może wpływać na decyzje wydawców. Sprawa jest bardzo złożona. Serwis Google News, który linkuje do artykułów wydawców, jest w USA bardzo silny i to głównie w niego wymierzony jest sprzeciw News Corp. W Polsce ma znikomy udział w rynku. Natomiast wyszukiwarka Google generuje sporo ruchu na stronach wydawców. Zrezygnowanie z niej – w sytuacji monopolu Google – mogłoby być wylaniem dziecka z kąpielą. Trzasnąć drzwiami można łatwo, ale co potem? Choć nikt nie wie, jak zakończy się inicjatywa szefa News Corp., jest bardzo cenna, bo wywołała dyskusję na temat jednego z najważniejszych problemów branży, czyli zasad dystrybucji treści. Przyczynia się też do zmiany świadomości branży internetowej. Chciałbym powiedzieć wyraźnie, że wydawcy prasy chcą być w internecie i rozwijać w nim ofertę, ale nie godzą się na to, by być traktowani jak dojne krowy. A tak właśnie jest, jeśli portale i mniejsze serwisy wykorzystują nieodpłatnie treści tworzone przez wydawców i zarabiają dzięki temu masę pieniędzy. Śmieszą mnie zapewnienia wydawców internetowych twierdzących, że gdybyśmy zablokowali nasze treści, poradziliby sobie bez nich. Gdyby tak było, nie kradliby naszych tekstów i zdjęć. Ich wytworzenie kosztuje, a ciężar spoczywa na wydawcach.
Jakie rozwiązania satysfakcjonowałyby wydawców – opłaty za wykorzystane treści, udział w przychodach reklamowych?
Reklama

Mogą być i takie, i takie. Właśnie na ten temat chcemy rozmawiać z branżą internetową, ale gdy zwróciliśmy się z tą sprawą do portali, nabrały wody w usta. Umowy portali z wydawcami to też mit. Spośród członków Izby nie ma ich większość wydawców. A w przypadku tych, którzy już je mają, portale często nie zamieszczają odpowiednich linków.



Powrócicie do rozmów, uda się wypracować jakieś wspólne rozwiązanie?
Mam nadzieję. Trzeba przyznać, że wydawcy, jak nigdy przedtem, tworzą w tej sprawie wspólny front. To zasługa kryzysu i przymusu ekonomicznego, które doprowadziły do tego, że nie ma się już gdzie cofnąć i trzeba działać. Uznaliśmy jednak, że by rzeczywiście coś zmienić, trzeba działać na wielu frontach. Z jednej strony Izba zgłosiła więc wiele propozycji do nowelizacji ustawy o prawie autorskim, których wprowadzenie poprawi ochronę treści w internecie.
Unia Europejska pomaga?
Dzięki wspólnemu frontowi wydawców usłyszeliśmy zapewnienie przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, że Unii przyjrzy się kwestii ochrony własności intelektualnej oraz działaniom Google. Problem jest więc tam dostrzegalny. I wiele też się zmienia. Pojawiło się np. orzeczenie Trybunału w Strasburgu doprecyzowujące, jaki fragment tekstu można uznać za dopuszczalny cytat.
Jednocześnie będziemy ponownie zapraszać wydawców internetowych do rozmów na temat nowych zasad współpracy. Spółka Repropol, powołana w celu ochrony naszych praw, monitoruje rynek firm sprzedających wycinki prasowe. W 2010 roku natomiast przyśpieszy sprawa rozliczania wydawców internetowych.
*Wiesław Podkański prezes Izby Wydawców Prasy