Jak się szacuje, pod dnem morskim wokół Falklandów może być nawet 60 miliardów baryłek ropy. Jej eksploatację zarzucono w 1998 r., gdyż po tym jak cena surowca spadła do poziomu 10 dolarów za baryłkę, była ona nieopłacalna. Jednak teraz, gdy za baryłkę trzeba płacić ponad 75 dolarów, falklandzkie złoża znów stały się atrakcyjne.
W konsekwencji stosunki między Londynem a Buenos Aires stały się tak napięte, jakie nie były od czasu 74-dniowej wojny, którą oba państwa stoczyły w 1982 r. W zeszłym tygodniu argentyńska prezydent Cristina Kirchner podpisała dekret, zgodnie z którym wszystkie statki płynące przez argentyńskie wody terytorialne na Falklandy (a także na inne brytyjskie terytoria na południowym Atlantyku) muszą najpierw uzyskać zgodę rządu w Buenos Aires. Argentyńczycy nie kryją, że ma to na celu utrudnienie i podrożenie eksploatacji.
Dla pogrążonej w kryzysie Argentyny odzyskanie Falklandów, nazywanych w tym kraju Malwinami, to nie tylko kwestia honoru narodowego, ale też kluczowy problem gospodarczy. Zagraniczne zadłużenie Argentyny wynosi obecnie 13 miliardów dolarów, a tegoroczny deficyt budżetowy wynosić będzie między 2 a 7 miliardami. W tej sytuacji perspektywa każdego dodatkowego dochodu jest na wagę złota.
Reklama
ikona lupy />
Sporne wyspy zasobne w surowce / DGP
ikona lupy />
Obecnie podstawą gospodarki Falklandów są hodowla owiec, sprzedaż praw do połowu ryb i turystyka Fot. Reuters/Forum / DGP