Według mnie rzeczywiście tak będzie, ale ostatnio rynek się tym już nie przejmował, mimo praktycznej pewności tego, że reforma zostanie przyjęta. To dawało nadzieję na brak negatywnej reakcji po głosowaniu. Okazało się, że było jeszcze lepiej, bo to właśnie sektor farmaceutyczny i ochrony zdrowia rósł najmocniej.

Również w czasie weekendu Ben Bernanke, szef Fed powiedział, że pomoc dla największych instytucji finansowych, jest przesadna i niesprawiedliwa (słowo „unconscionable” to mniej więcej znaczy). Stwierdził też, że skutkiem proponowanych zmian prawa (reformy systemu finansowego) powinno być wycofanie tej pomocy. Wypowiedź mogła posłużyć niedźwiedziom do obniżenia cen w sektorze finansowym, ale gracze najwyraźniej jej nie zauważyli albo zlekceważyli. Większość akcji sektora drożała.

Od początku nie wydawało mi się prawdopodobne, żeby ciągle powtarzane „greckie strachy” mogły mieć istotny wpływ na zachowanie rynków. Amerykanie naprawdę europejskimi problemami się nie przejmują. Jednak istnieje pas transmisyjny, który ten grecki niepokój przenosi na amerykańskie giełdy. To oczywiście rynek walutowy, gdzie każdy pretekst jest bezlitośnie wykorzystywany do osłabienia euro. Spadek kursu EUR/USD, czyli umocnienie dolara, obniża konkurencyjność amerykańskiej gospodarki. Tyle tylko, że kurs EUR/USD spadał jedynie do rozpoczęcia handlu w USA. Od tego momentu zmienił kierunek i zabarwił się na zielono. Podobnie zachowały się ceny surowców.

Rynek akcji rozpoczął dzień minusami na indeksach, ale bardzo szybko byki zaatakowały i poprowadziły indeksy na północ. Po przepchnięciu ich przez poziom piątkowego zamknięcia na rynku zapanował marazm, ale na 3 godziny przed końcem sesji byki znowu zaatakowały i znowu potyczkę wygrały. Wzrosty indeksów nie były duże, ale pokazały, że nastroje na rynku nadal są dobre i byle pretekst znowu podniesie indeksy.

Reklama

Na GPW, po szaleńczej, wręcz oburzającej, piątkowej sesji, w poniedziałek od rana indeksy trzymały się blisko poziomów piątkowego zamknięcia. Nasz rynek na początku sesji nie bardzo chciał reagować na spadki indeksów na innych giełdach, ale w końcu i na GPW nadeszło osłabienie. Wynikło ono ze stałego i systematycznego osuwania się indeksów na innych giełdach. Szczególnie widać było to pogorszenie nastrojów w Europie po pobudce w USA. Okazało się jednak, że Europejczycy bardzo źle odczytali nastroje Amerykanów. Po rozpoczęciu sesji w USA indeksy ruszyły na północ. Nasz rynek oczywiście powielił ten ruch i dzień zakończyliśmy neutralnie, czyli mikroskopijnym spadkiem z małym obrotem. Sesja nie miała wartości prognostycznej, ale widać było, że rynek spadać nie chce.