Największa białoruska rafineria jest w 100 proc. uzależniona od dostaw ropy naftowej z Rosji. Surowiec dostarczany jest tam rurociągiem Przyjaźń. Od dłuższego czasu prezydent Aleksander Łukaszenka chce się jednak uwolnić od naftowego dyktatu wschodniego sąsiada.
Łukaszenka znalazł już alternatywne źródło zaopatrzenia. Kilkanaście dni temu dogadał się z Hugo Chavezem. W jaki sposób wenezuelskie tankowce miałyby jednak dostarczyć surowiec, skoro Białoruś nie ma dostępu do morza?

Człowiek Juszczenki

Wczoraj z propozycją rozwiązania tego problemu wystąpił w Mińsku ambasador Ukrainy Ihor Lichowy. – Możemy zaproponować możliwość przetransportowania wenezuelskiej ropy na Białoruś naszym rurociągiem Odessa – Brody – oznajmił dyplomata cytowany przez RIA Nowosti. Jak podkreślił, obecnie to najtańsza, alternatywna do rosyjskiej, droga dostaw na Białoruś. – Nie wymaga ona ani zmian technicznych, ani dodatkowych inwestycji. Aby ją uruchomić, wystarczy, że będą gwarancje dostaw z Wenezueli – zapowiedział.
Reklama
Tankowce mogłyby przybijać do portu w Odessie, a dalej ropa płynęłaby rurociągiem do Brodów, potem do Mozyrza. Problem jednak w tym, że dziś ropociągiem ropa płynie w przeciwnym kierunku – rosyjski surowiec tłoczony jest w stronę Morza Czarnego.
Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliwowego, uważa, że propozycja ambasadora jest mało wiarygodna. Lichowy to bowiem człowiek z poprzedniego rozdania politycznego. – Taka deklaracja bardziej pasuje do polityki prowadzonej przez byłego prezydenta Wiktora Juszczenkę. Jeśli Kijów chce utrzymać tranzyt rosyjskiej ropy i gazu, to taki nacisk na Moskwę nie ma sensu, bo burzy wiarygodność Ukrainy jako partnera – mówi DGP.
Jego zdaniem Ukraina nie może sobie pozwolić na takie deklaracje, bo w konsekwencji może zostać z pustymi ropociągami i gazociągami. A tylko na tranzycie rosyjskiego gazu zarabia ponad 2,5 mld dol. rocznie.

Diabeł tkwi w szczegółach

– Trzeba pamiętać, że Rosjanie budują rurociąg naftowy BTS-2, który zagwarantuje im alternatywną drogę eksportu ropy przez Morze Bałtyckie. Ukrainie powinno więc zależeć na utrzymaniu tranzytu rosyjskiej ropy Morzem Czarnym – podkreśla nasz rozmówca.
Wątpliwe jest też, czy w ogóle plan uniezależnienia Białorusi od rosyjskiej ropy ma sens. Projekt dostaw surowca z dalekiej Wenezueli może okazać się bowiem za drogi. Transport z drugiej półkuli przy stosunkowo niskich cenach ropy wydaje się nieopłacalny. Mogą się pojawić również problemy technologiczne. Ropa wenezuelska jest tzw. ropą ciężką, a rafinerie białoruskie nie są przystosowane do jej przerobu.
Tłoczenie jej rurociągiem Odessa – Brody nie byłoby również korzystne dla Polski. Chcemy bowiem w przyszłości wybudować magistralę, która połączy Płock z Brodami. Tą drogą miałaby płynąć ropa z regionu Morza Kaspijskiego. Mieszanie jej z innym gatunkowo surowcem wenezuelskim nie jest możliwe.