KGHM podniósł wczoraj w czasie sesji prognozę zysku netto i możliwa jest wypłata rekordowo wysokiej dywidendy (prawie na pewno będzie jej oczekiwał resort finansów). A przecież do tego KGHM planuje sprzedać swoje udziały w Polkomtelu, co także da spory zastrzyk gotówki.

To tyle, jeśli chodzi o możliwość skorygowania kursu KGHM na otwarciu - być może jakaś realizacja zysków się pojawi (akcje są najdroższe w historii), ale zapewne nie w takiej skali, która mogłaby oddziaływać na cały rynek.

Ten pozostanie pod presją wydarzeń na rynkach światowych. Tu zaś zbyt wiele się w nocy nie działo. Sesja w USA nie przyniosła żadnych emocji i zakończyła się bez poważnych zmian. Na rynkach azjatyckich Nikkei spadł wprawdzie o 0,3 proc., ale już Kospi zyskał 0,45 proc., a Hang Seng i Shanghai Composite zyskały po 0,6 proc., zatem wskazania są umiarkowanie pozytywne. Kalendarium publikacji makroekonomicznych stoi puste (zamówienia w przemyśle Niemiec, które będą dziś publikowane dotyczą października). Pozostaje więc emocjonować się rozwojem wydarzeń na rynkach obligacji (Węgry mogą oddziaływać na nasz rynek, choć wczoraj widać było, że w przypadku rynków akcji ten wpływ jest ograniczony). Przy czym zdaje się, że obecna logika rynku się zmieniła - czym gorzej na rynku obligacji, tym lepiej dla rynku akcji, który może przyciągnąć nowy kapitał. Oczywiście taka logika ma krótkie nogi, ale na koniec roku jest wystarczająco przekonująca.

Czynnikiem ryzyka pozostają więc politycy. Możemy oczekiwać na dalszy ciąg wypowiedzi wokół pakietu stabilizacyjnego Europy (czy należy go podnieść czy nie), emisji wspólnych euroobligacji (Niemcy są przeciw, Polska też nie ma w tym interesu) etc.

Tymczasem WIG20 dzielą 22 pkt do tegorocznego szczytu i atak na ten poziom wydaje się całkiem prawdopodobny. W każdym razie żal byłoby nie spróbować. Tu jednak też słowo przestrogi - przez długi czas na wczorajszej sesji więcej spółek traciło niż zyskiwało na wartości, dopiero na koniec dnia statystyka poprawiła się. Rynek jest płytki (widać to także po obrotach). Rekordów hossy to nie wyklucza, ale podwójnego szczytu także nie.

Reklama