Ponieważ ceny ropy wciąż pną się w górę – w poniedziałek Brent wzrósł o kolejne pół procent, do 112,66 dolara za baryłkę – globalne ożywienie gospodarcze może ulec osłabieniu.
– Skok cen ropy nie mógł się przydarzyć w gorszym momencie – argumentował Stephen King, główny ekonomista HSBC, który ostrzegł, że światu zagraża recesja, nie inflacja.
Ekonomiści zgadzają się, że bezpośrednim efektem wyższych cen ropy jest redystrybucja dochodów od konsumentów ropy do producentów.
Gospodarstwa domowe i firmy nie mogą łatwo i w sposób znaczący zredukować ilości konsumowanej ropy w krótkim czasie, więc za sprawą wzrostu cen wielkie sumy są transferowane od konsumentów netto, takich jak Europa, Chiny, Japonia i USA, do wiodących producentów, takich jak Rosja, Arabia Saudyjska i inne państwa Zatoki Perskiej.
Reklama
Ponieważ konsumpcja ropy stanowi około pięciu procent światowego produktu krajowego brutto, a ceny wzrosły w ostatnim czasie o 20 proc., Gavyn Davies z Fulcrum Asset Management szacuje, że najnowsza zwyżka zwiększy łączne wydatki na ropę o blisko jeden procent, ograniczając popyt na inne dobra i usługi.
Nie miałoby to znaczenia, gdyby producenci ropy, którzy są beneficjentami takiego obrotu sprawy, wydawali swoje zyski na inne dobra i usługi. Efektem byłaby globalna redystrybucja dochodów. Jednak kraje produkujące ropę mają tendencję do wydawania mniejszego odsetka swoich dochodów niż kraje konsumenci, więc wzrost cen niemal na pewno doprowadzi do spadku globalnego popytu.
W przeszłości – w latach 1974, 1979 i 2008 – gwałtowny wzrost cen ropy następował na krótko przed recesją w wiodących gospodarkach uprzemysłowionych.
Perspektywa tym razem jest jeszcze bardziej alarmująca, mówi King, ponieważ ceny ropy rosną z powodu obaw o zakłócenia globalnych dostaw, a nie ponieważ popyt na ropę ściga się z ceną.
Kiedy popyt rośnie szybko i winduje ceny ropy, tak jak to miało miejsce w latach 2004 – 2006, efektem jest głównie ograniczenie początkowego wzrostu popytu. Kiedy zakłócona jest podaż, wysokie ceny uderzają w kraje konsumentów w czasie, gdy popyt jest wciąż kruchy.
Rządy z dużymi deficytami nie mogą w łatwy sposób zneutralizować wysokich cen przy pomocy obniżki akcyzy, a konsumenci zapożyczyć się w podupadłym systemie finansowym, by przetrwać chwilowy wstrząs. Banki centralne odczuwają również pokusę, by zwalczać wyższą inflację będącą efektem wzrostu cen ropy za pomocą podwyżek stóp procentowych. – Ujmijmy to tak: wyższe ceny ropy pojawiły się w najgorszym możliwym czasie – argumentuje King.
Jednak ten katastroficzny scenariusz dla ropy i światowej gospodarki zależy od założenia, że ceny surowca utrzymają się na obecnym poziomie. Wielu analityków branży naftowej i ekonomistów jest co do tego sceptycznych, ponieważ produkcja libijska jest niewielka, a Arabia Saudyjska ma możliwości zwiększenia wydobycia.
Przewidując, że ceny ropy spadną w dalszej części roku, po części dlatego, że światowa gospodarka i tak wyhamuje, Julian Jessop z Capital Economics argumentuje, że „Libia powinna być zarówno pierwszym, jak i ostatnim z dużych producentów, którzy zanotują znaczące zakłócenia w wydobyciu surowca”.
Jeżeli ostatni wzrost cen ropy jest w istocie tymczasowy, światowa gospodarka powinna sobie z nim bez trudu poradzić, nawet jeżeli niektórzy duzi konsumenci energii pojedynczo odczują to boleśnie.
Jeżeli jednak dotychczasowy wzrost cen się utrzyma, perspektywa gospodarcza może szybko ulec pogorszeniu.