Komentarz tygodniowy doradców finansowych Xelion - 29 kwietnia 2011 r.

Stany Zjednoczone

Ostatni tydzień kwietnia pokazał siłę byków i potwierdził bardzo dobre nastroje panujące na rynku akcji. Indeks S&P500 przebił tegoroczne maksima i znalazł się na poziomie najwyższym od 3 lat.

Po raz kolejny na rynek trafiły dobre dane ze spółek amerykańskich. Weźmy pod lupę te bardziej istotne dla amerykańskiej gospodarki. Pozytywnie zaskoczył UPS i 3M. Ceny akcji 3M osiągnęły historyczne maksima, wybijając górą linię kanału wzrostowego. Kolejnymi pozytywami była Motorola i Microsoft (chociaż akcje MSFT, mimo dobrych wyników spółki, traciły podczas handlu posesyjnego). W piątek, z kolei, Caterpillar ogłosił, że zysk netto firmy wzrósł do rekordowego poziomu, tj. 1,23 mlilardów dolarów, czyli 1,84 dolara na akcję. Wynik dużo powyżej rynkowego konsensusu, który był ustalony na poziomie 1,3 dolara na akcję.

Reklama

Istotnym czynnikiem dla sentymentu na Wall Street było również posiedzenie FOMC i wypowiedź szefa rezerwy federalnej Bena Bernanke. Stopy procentowe, co było oczywiste, pozostały na niezmienionym poziomie. Nie usłyszeliśmy również żadnych rewelacji dotyczących QE2. Program skupu obligacji ma trwać, jak pierwotnie zakładano, do końca czerwca. Co ciekawe, FED ostrożnie podchodzi do tematu dynamiki wzrostu gospodarczego. Obniżono prognozy wzrostu PKB w tym roku do przedziału 3,1%-3,3%. Zwiększono za to perspektywy wzrostu inflacji. Widać po raz kolejny, że Ben Bernanke widzi inflację, ale dziwnie ją bagatelizuje. Chociaż ton ostatnich wypowiedzi wskazuje, że coś jest na rzeczy. FED ma bacznie obserwować zmiany inflacyjne. Cokolwiek to znaczy...

Podsumowując, ostatni tydzień miesiąca przyniósł nam symptomy mini euforii, co może być też po części efektem "window dressing". Sytuacja wygląda mniej więcej tak. Wszystkie dobre dane wykorzystywane są do wzrostu cen akcji, te negatywne – bagatelizowane. Z jednej strony, układ techniczny potwierdza nam silny sygnał kupna. Z drugiej strony, wydaje mi się, że warto być ostrożnym. Po serii wzrostów może nastąpić wychłodzenie i chęć realizacji zysków w myśl zasady "sell in May and go away".

Konrad Widuliński

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Mamy za sobą kolejny skrócony tydzień na GPW. Tym razem nie było poniedziałkowej sesji, więc polscy inwestorzy nie mieli okazji bezpośrednio zareagować na poniedziałkową informację agencji Standard&Poor’s o obniżeniu perspektywy ratingu dla Stanów Zjednoczonych. Bezpośrednia reakcja na tę wiadomość była stosunkowo słaba, ale faktyczne obniżenie ratingu USA w przyszłości może mocno zachwiać rynkami, chociaż już dziś wielu analityków podkreśla, że rating AAA Stanom Zjednoczonym się nie należy.

Również na naszym „podwórku” początek tygodnia był najciekawszy. Na konferencji prasowej Jacka Rostowskiego, ministra finansów, i Marka Belki, prezesa NBP, dowiedzieliśmy się, że priorytetową kwestią dla obu tych instytucji będzie teraz walka z inflacja. Głównym narzędziem w tej walce ma być wzmacnianie kursu naszej waluty poprzez regularne wymienianie bezpośrednio na rynku walutowym części funduszy unijnych. Środki przeznaczone na ten cel przez nasze Ministerstwo Finansów są ograniczone, więc należy to traktować bardziej jako ustną interwencję.

Jednak konferencja ta nie pozostała bez echa. Japoński Nomura Bank w swoim raporcie, nie wiadomo czemu, stwierdził, że plany, aby wymieniać środki unijne bezpośrednio na rynku walutowym to „kolejny cios w wiarygodność Polski”. Jest to twierdzenie wysoce podejrzane, bo dlaczego wybór miejsca wymiany środków unijnych miałby wpływać na wypłacalność Polski? Idąc za ciosem, Nomura Bank rekomenduje kupno papierów CDS na polski dług (a więc papierów, które stanowią ubezpieczenie na wypadek niewypłacalności Polski).

Być może ten raport po części przyczynił się do tego, że indeksy naszej giełdy pozostały z tyłu za indeksami S&P500 czy DAX, które od połowy kwietnia szybko rosną i biją kolejne rekordy. Indeksy GPW pozostają praktycznie w miejscu od pierwszych tygodni kwietnia, tworząc formację, która przypomina płaską korektę po marcowych wzrostach. Taka dywergencja z reguły nie trwa długo, więc najprawdopodobniej w najbliższym czasie indeksy ponownie znajdą wspólny kierunek, biorąc pod uwagę ostatnie silne wzrosty na zagranicznych giełdach, coraz bardziej prawdopodobna wydaje się korekta.

Jacek Maleszewski

Europa Zachodnia

Ostatni tydzień kwietnia na rynkach Starego Kontynentu stał pod znakiem przewagi popytu nad podażą. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym zgodnie wylądowały na plusach, co oznacza przebicie lutowych szczytów i nowe rekordy tej hossy.

Inwestorzy po raz kolejny dyskontowali wyłącznie dobre informacje rynkowe, całkowicie ignorując te gorsze. Dobitnym tego przykładem były opublikowane na początku tego tygodnia przez Eurostat zbiorcze dane o sytuacji fiskalnej państw strefy euro w 2010 roku, potwierdzające fakt, że fiskalna choroba wcale nie daje za wygraną. Deficyt budżetowy Irlandii przekraczający 30 proc. PKB, 10-procentowe deficyty Grecji i Wielkiej Brytanii oraz 9-procentowe Hiszpanii i Portugalii, ponad 140 proc. długu publicznego Grecji, prawie 120 proc. w przypadku Włoch oraz ponad 80 proc. w przypadku uważanych za najbardziej wiarygodne Niemiec – powyższe dane nie napawają optymizmem. Dobrą wiadomością jest fakt zdyskontowania bieżących fiskalnych problemów eurostrefy przez rynki już kilka miesięcy temu. Światełko alarmowe może zapalić się w przypadku pogorszenia sytuacji. Aby do tego nie dopuścić konieczne są głębokie reformy budżetowe w poszczególnych krajach Eurolandu. Innego wyjścia po prostu nie ma.

Rynkowi gracze woleli skupić się na pozytywnych informacjach, w tym dobrych raportach kwartalnych niektórych europejskich koncernów. Zachodnioeuropejskie giełdy przebiły w końcu lutowe maksima i ustanowiły nowe rekordy tej hossy. Z każdym tygodniem wzrostów prawdopodobieństwo realizacji zysków będzie coraz większe, co oczywiście nie jest niczym złym, a wręcz może ostudzić rozgrzane głowy europejskich inwestorów i w dłuższym terminie ugruntować trend wzrostowy.

Piotr Trzeciak

Azja i Ameryka Łacińska

W obliczu rozszerzenia korytarza wahań chińskiej waluty rynkowy kurs dolara przebił magiczny poziom 6,5 juana po raz pierwszy od 1993 roku. Oczywiście baczny obserwator powie, że od 21 do 28 kwietnia Shanghai B-Share stracił ponad 10 proc. Z podobną skalą spadków mieliśmy do czynienia w listopadzie 2010 r., kilkanaście dni po pierwszej podwyżce stóp procentowych przez Ludowy Bank Chin. Jednak musimy pamiętać, iż obecnie gospodarka Kraju Środka oraz globalne trendy są w zupełnie innym miejscu. Kapitał z regionu wychodził przez ostatnie trzy miesiące i rynek jest mocno wyprzedany. Kluczem do odczytania charakteru spadków na giełdzie w Shanghaiu są dwa indeksy akcji "A" oraz akcji "B", które różnią się między sobą walutą, w której są kwotowane. Akcje w szerszym indeksie "A," w którego skład wchodzi ponad 850 spółek, jest kwotowany w walucie lokalnej RMB, często nazywanym juanem chińskim. Węższy indeks, około 54 akcji spółek typu "B" nominowany jest w dolarze amerykańskim. Ponieważ większość inwestorów obstawia rychłe umocnienie waluty Kraju Środka, nie dziwi fakt, iż sprzedają oni aktywa kwotowane w obcej walucie i nabywają te akcje, które pozwolą zarobić zarówno na wzroście ich ceny oraz umocnieniu waluty.

W Tokio w piątek Showa Day, święto z okazji urodzin cesarza. Bank Japonii utrzymał w czwartek stopy procentowe bez zmian, dając tym samym pretekst do dalszego "curry trade" na jenie. Paliwem dla spekulantów pozostanie utrzymana wielkość funduszy przeznaczonych na zakup aktywów na poziomie 10 bilionów jenów oraz program kredytowy o wartości 30 bln jenów. Stopa bezrobocia w marcu 2011 r. była bez zmian i wyniosła 4,6 proc., mimo iż konsensus rynkowy zakładał wzrost o 0,2 pkt. proc. Produkcja przemysłowa w Japonii w marcu 2011 r. spadła o 15,3 proc. mdm, po wzroście w lutym o 1,8 proc. Ponieważ był to okres ogromnego kataklizmu w tym kraju, liczby te nikogo nie wystraszyły. Nikkei 225 był jednym z najmocniejszych indeksów w regionie i zdecydowanie kończy tydzień po zielonej stronie. Brazylijska Bovespa po silnej wyprzedaży w połowie tygodnia znów osiąga poziomy cenowe, przy których część inwestorów zachęconych atrakcyjną wyceną i bardzo "surowcowym" charakterem branż akcji w indeksie może skusić się do zakupu.

Jan Żuralski

Surowce

Niejednoznaczny tydzień na rynkach surowcowych przyniósł kolejny rekord cenowy złota. Z drugiej jednak strony obserwowano spadki na rynkach miedzi. Wydarzeniem tygodnia był komunikat z posiedzenia FED, gdzie potwierdzono, że niskie stopy w USA będą utrzymywane i nie wyklucza się kolejnej, trzeciej już, pomocy (Quantitive Easing III) gospodarce. To wszystko nie pozostało bez echa dla rynków surowcowych, gdyż wypowiedź ta obniżyła wartość dolara do głównych walut. Ponadto, większy odczyt inflacji w strefie euro spowodował dodatkowy bodziec do obniżki „zielonej waluty”. W normalnej korelacji wynikałoby, że surowce powinny były mocno podrożeć. Jednak przy obecnym rozchwianiu rynku nie jest to tak jednoznaczne. Ale po kolei.

Ropa naftowa typu Crude kończy tydzień na poziomie sprzed ubiegłotygodniowego zamknięcia, czyli w okolicach 112 dolarów za baryłkę. Nie widać na horyzoncie czynników, które mogłyby obniżyć notowania, wręcz przeciwnie. Konflikt w Libii przybiera na sile (przygraniczny spór sił Kaddafiego i naruszenie granic z Tunezją). Dodatkowo Arabia Saudyjska, która jest największym producentem ropy na świecie, ograniczyła podaż ropy. Kraje OPEC uznały, że podaż ropy jest wystarczająca i dopasowana do światowego popytu, który nadal pozostaje słaby. Widać to głównie w USA, gdzie zapasy ropy wciąż rosną. Obecny odczyt (wzrost inwentarza o 1,2 proc.) był największy od czterech tygodni. Pocieszający może być fakt, iż w tym kraju spadają zapasy benzyny (spadek dziesiąty tydzień z rzędu).

Notowania miedzi spadły o ponad 4 procent, natomiast tona tego surowca na Londyńskiej Giełdzie Metali kosztuje 9305 dolarów. Jest to spowodowane głównie przez czynnik chiński. Rynek obawia się, że obecne moce produkcyjne nie zostaną utrzymane poprzez zakłócenia w dostaw energii do fabryk. Zapotrzebowanie na prąd w Chinach może być wyższe o 12 procent, podczas gdy wydajność generatorów wzrośnie tylko o 9 procent przy wzroście popytu o 13 procent. Już rok temu Chiny borykały się z tym problemem, jednak w tym roku deficyt prądu dał się odczuć wcześniej niż w poprzednim okresie. Konkludując, mniejsza wydajność fabryk to mniejsze dostawy surowca, czyli mniejszy popyt, co właśnie już teraz obniża ceny.

Jak wspomniano, złoto osiąga kolejne cenowe rekordy. Najnowszy szczyt został ustanowiony na poziomie 1538 dolarów za uncję i ceny oscylują nieco poniżej tego poziomu. W ujęciu tygodniowym złoto zdrożało o 1,7 procenta. Wzrost niepokojów na świecie oraz spadek wartości dolara wymusza presję cenową do dalszych wzrostów cen. Trend wzrostowy wydaje się być niezagrożony, a kolejne rekordy są tylko kwestią czasu.

Tomasz Ray-Ciemięga