Kończy się era darmowych staży. Firmy zaczynają płacić praktykantom od 1,5 do 3 tys. zł. Najlepszym oferują stałą pracę. To efekty początku niżu demograficznego na uczelniach.
Adamed, Agros-Nowa, Software Mind czy ING Bank Śląski – to tylko niektóre przykłady firm, które w tym roku wprowadziły specjalne programy stażowe dla studentów. Z danych agencji rekrutacyjnych wynika, że liczba takich ofert w porównaniu z ubiegłym rokiem wzrosła o 50 – 60 proc.: np. na portalu Pracuj.pl. w kwietniu było ich 1,5 tys., a w agencji Work Service ponad 2 tys.

>>> Czytaj też: Wielka bitwa o programistów

Co ciekawe, większość firm oferuje praktykantom całkiem przyzwoite pieniądze. Najniższe wynagrodzenie wynosi 1,4 tys. zł, a najwyższe nawet 4 tys. zł. To nowy trend, bo do tej pory przedsiębiorstwa traktowały studentów jak darmową siłę roboczą, twierdząc, że absolwenci nic nie potrafią, a przyuczenie ich do zawodu to koszty.

>>> Polecamy: Szykują się ostre cięcia studenckich stypendiów

Reklama

Firmowe parzenie kawy

Dziś to się zmienia, bo liczba studentów, która do tej pory dynamicznie rosła, teraz zaczyna spadać. Już w ubiegłym roku na uczelnie wkroczył pierwszy rocznik niżu demograficznego. Do 2020 r. liczba studentów w Polsce może spaść nawet o 40 proc. – W najbliższych latach zaostrzy się rywalizacja firm o najlepszych absolwentów – tłumaczy Marta Piasecka, kierownik Biura Karier Uniwersytetu Warszawskiego. – Pracodawcy będą musieli włożyć więcej wysiłku w organizowanie stażu – podkreśla.
Co więcej, z bezpłatnych praktyk i staży rezygnują też sami studenci. – Wolę pracować przy przeprowadzkach w Belgii, niż parzyć kawę w korporacji – mówi Hubert Zieliński, student Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, który wyliczył, że za pracę na Zachodzie dostanie ok. 65 euro dziennie. Niechęć do pracy za darmo potwierdzają także ostatnie badania Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. Wynika z nich, że w te wakacje tylko co dziesiąty student bierze pod uwagę możliwość odbycia bezpłatnych praktyk lub stażu. To aż o 13 proc. mniej niż rok temu. Liczba szukających wyłącznie płatnych staży wzrosła z 7 proc. do 33 proc.

Umowy z uczelniami

Coraz więcej firm, aby zapewnić sobie pracowników, już dziś nawiązuje współpracę z wyższymi uczelniami: uczestniczą w pisaniu programów studiów, prowadzą warsztaty szkoleniowe, organizują staże. Np. Infosys, który ściśle współpracuje z Uniwersytetem Łódzkim i Politechniką Łódzką, przyjmie w tym roku na staż 10 – 20 osób.
– Będą to starannie wyselekcjonowane osoby, które mają najlepsze wyniki w nauce i interesuje je zdobywanie wiedzy z zakresu finansów – mówi Magdalena Jóźwiak z działu rekrutacji firmy. – Najlepsi na pewno dostaną stałą pracę – zapewnia.
O polskich studentów walczą też wielkie międzynarodowe koncerny. Na Krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej czy w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej pojawili się w tym roku przedstawiciele dużych firm z branży wydobywczej czy lotniczej, którzy szukają najzdolniejszych uczniów. – Zapraszają ich na staże do Londynu czy USA i płacą po kilka, a czasem kilkanaście tysięcy euro miesięcznie – mówi Krzysztof Inglot z Work Service.
Firmy decydują się też na przeprowadzanie własnego programu rekrutacyjnego, bez ścisłej współpracy z uczelniami. – Przez kilka lat współpracowaliśmy z kilkoma wydziałami architektury, organizując m.in. konkursy dla studentów połączone z wykładami i warsztatami. Zrezygnowaliśmy z tego na rzecz samodzielnych działań, głównie ze względu na duże koszty – mówi Monika Kupska-Kupis, architekt z firmy Velux. W tym roku studenci, którzy przejdą proces rekrutacji na staż, będą pracować w duńskim biurze architektonicznym. Firma finansuje przelot w obie strony, akademik, kartę komunikacyjną oraz wypłaci im kieszonkowe.