Chiny są obecnie drugą najpotężniejszą gospodarką świata, po Stanach Zjednoczonych. Wstępujące na drogę kapitalizmu Państwo Środka, szybko zaczęło doganiać kraje rozwinięte, które stały się dla niego wzorem.

>>> Czytaj też: Niespodziewane rozwiązanie: wielkie pieniądze z gazu i ropy uratują Europę?

Indie: w cieniu smoka

Wraz ze wzrostem gospodarczym i świadomością swoich praw w Państwie Środka rośnie konsumpcja, która napędza światowy popyt i wzrost gospodarczy. Dzisiaj producenci firm technologicznych znajdują największy zbyt właśnie w kraju, który zalewa świat metkami „made in China” - jeszcze w poprzedniej dekadzie należącego do najbiedniejszych na świecie.

Wielką chińską maszynę wspomagającą globalny wzrost gospodarczy doganiają Indie. Jednak, jak wynika z analizy magazynu "The Economist”, kraj półwyspu Indyjskiego w perspektywie najbliższych kilkunastu lat nie ma szans dorównać potędze ludowej demokracji.

PKB per capita w Indiach wynosiło 3 200 USD w 2009 roku. Ten poziom rozwoju Chiny osiągnęły już 9 lat temu. Aby zobaczyć dysproporcje w rozwoju Chin i Indii kliknij na poniższy wykres:

Grafika pokazuje liczbę lat, których potrzebują Indie, aby osiągnąć poziom rozwoju, jaki miały Chiny w progu swojego skoku milowego. Dysproporcja we wskaźnikach socjalnych jest jeszcze większa niż w tych makroekonomicznych. Na przykład liczba dzieci, które dożywają piątego roku życia jest w Indiach na poziomie Chin z lat 70. Z analizy wynika również, że Indie nie mają szans osiągnąć podobnego do Chin poziomu rozwoju w ciągu najbliższych 9 lat, ponieważ Chiny nie przestały „pędzić jak szalone”, pisze "The Economist".

Najludniejsze państwa na świecie podążają za Zachodem. Kapitalizm nieubłaganie zmienia oblicze Chin i Indii. Europa, wraz z jej ostatnimi problemami może być nie tyle wzorcem, co lekcją dla raczkujących ekonomicznych tygrysów.

Nowa klasa średnia

Chiny i Indie reprezentują prawdziwe 99 proc., o których mówią „oburzeni" (przyp. w przeciwieństwie do 1 proc. najbogatszych, którzy mają nieproporcjonalnie większe zarobki i wpływy) – pisze Pankaj Mishra, publicysta Bloomberga. „Od Tokio po Johannesburg i od Londynu po Meksyk demonstranci, deklarujący się jako 99 proc. ludzkości, ale w większości należący do wyedukowanej klasy średniej w swoich krajach – wylegli na ulice, żeby wyrazić frustrację z powodu nierówności stworzonych przez globalny kapitalizm. To więcej niż interesujące, że żadne gesty solidarności nie przyszły ani z Indii ani z Chin, czyli dwóch najszybciej rozwijających się gospodarek świata”.

>>> Polecamy: S&P: Polska gospodarka ma potencjał. Rating może pójść w górę

Nieliczni, którzy wyszli na ulice w metropoliach Chin i Indii należą raczej do elity młodych reprezentantów swoich krajów, tego dobrze prosperującego 1 proc. Prawdziwe 99 proc. - rolnicy i robotnicy - nie protestuje przeciwko kapitalizmowi. „Wiara w kapitalizm jest tam wciąż młoda i świeża a trzeba dodać do tego jeszcze pełen zapał nowo-nawróconych”- pisze Mishra.

„Wzrost ekonomiczny w biedniejszych krajach „kreuje świadomą i rozwiniętą intelektualnie klasę średnią, która jest chętna, aby potwierdzać swoje prawa i rozszerzać je na mniej uprzywilejowanych rodaków” – pisze dalej dziennikarz Bloomberga. Pomimo, że w tych dwóch krajach nie ma tłumów oburzonych, widać to wyrażanie śledząc najnowszą historię Chin i Indii.