Wartość forinta pikuje, rentowność obligacji wręcz przeciwnie. To skutek spekulacji o możliwej degradacji oceny wiarygodności kredytowej Węgier. Rynki przestają wierzyć, że rządowi Viktora Orbana uda się uciec spod zadłużeniowej gilotyny.
Żadna inna światowa waluta nie traci na wartości tak szybko jak forint. Od 30 czerwca stracił wobec euro 15 proc., a wobec dolara aż 21 proc. Rośnie koszt ubezpieczenia węgierskiego długu. Wartość pięcioletnich CDS osiągnęła 610 pkt bazowych, powyżej poziomu włoskiego. Jeszcze latem było to 255 pkt, zbliżone do wartości CDS innych państw naszego regionu. Rentowność 10-letnich obligacji osiągnęła wczoraj rekordowe 8,7 proc., o 0,9 pkt proc. więcej niż na początku miesiąca. Zdaniem ekspertów alarmujący jest już poziom 7 proc.
Tak złe dane są częściowo efektem weekendowych sygnałów ostrzegawczych ze strony agencji ratingowych. Fitch obniżył perspektywę węgierskiego ratingu ze stabilnej na negatywną. Standard & Poor’s nie mógł tego zrobić, ponieważ już utrzymywał negatywną perspektywę; zamiast tego postawił Węgry w stan nadzoru negatywnego. Innymi słowy, obie agencje zagroziły degradacją oceny wiarygodności Budapesztu do poziomu śmieciowego. S&P może to zrobić do końca listopada. Obecnie węgierski rating to BBB, gorszy wskaźnik w Europie mają jedynie Grecy.
W zeszłym tygodniu Budapeszt usłyszał też (razem z Polską, Belgią, Cyprem i Maltą) ostrzeżenie z ust komisarza ds. budżetu Ollego Rehna. Zdaniem Komisji Europejskiej władze do tej pory nie przedstawiły wiarygodnego programu ograniczenia deficytu. Choć w tym roku Budapeszt odnotuje nadwyżkę budżetową, jest to przede wszystkim efekt faktycznej nacjonalizacji systemu emerytalnego. Dług publiczny po III kwartale przekracza 80 proc., najwięcej od połowy lat 90. Taki wynik stawia Węgry na niechlubnej pozycji najbardziej zadłużonego postkomunistycznego członka UE (numerem dwa jest Polska). Oficjalne prognozy wciąż mówią o zbiciu zadłużenia do niecałych 76 proc. na koniec roku. Może się to okazać trudne – w III kwartale dług wzbił się o 6 pkt proc., przede wszystkim z powodu deprecjacji forinta.
Reklama
Orbanowi może też zaszkodzić zdecydowana postawa wobec zachodniego kapitału. We wtorek wyszedł na jaw list skierowany przez osiem największych banków do Komisji Europejskiej. Banki żądają w nim interwencji. Chcą, aby Budapeszt wycofał się z nowego prawa, które pozwala ich klientom spłacać kredyty walutowe po kursie zaniżonym o jedną czwartą.
Grożą, że jeśli Orban tego nie zrobi, wycofają się z węgierskiego rynku.

Niepokój sięga serca unii walutowej

Inwestorzy tracą zaufanie do krajów tworzących jądro strefy euro. Rentowność obligacji Francji, Holandii, Austrii i Finlandii osiągnęła wczoraj najwyższy poziom od utworzenia unii walutowej. Dopiero interwencja Europejskiego Banku Centralnego (EBC), który skupował na większą niż do tej pory skalę bony skarbowe, nieco uspokoiła rynki.
Przed południem różnica rentowności niemieckich i francuskich obligacji osiągnęła 188 pkt bazowych. Tyle wynosiła ona ostatni raz na początku lat 90. W poszukiwaniu pewnych lokat inwestorzy masowo kupują obligacje Niemiec, których opłacalność spadła już do 1,76 proc., dużo poniżej wskaźnika inflacji. Ich francuskie odpowiedniki mają natomiast dwukrotnie większą rentowność (3,75 proc.).
Ich opłacalność rośnie przede wszystkim dlatego, że wielkie banki europejskie starają się ograniczyć ryzyko posiadania zbyt dużej ilości bonów skarbowych. Trend, by się ich pozbywać, przyspiesza po niedawnej decyzji szczytu UE o spisaniu na straty 50 proc. nominalnej wartości obligacji należących do prywatnych inwestorów.
Jeśli rentowność obligacji Francji, Holandii czy Austrii w nadchodzących miesiącach nie spadnie, koszt obsługi ich długu na tyle wzrośnie, że mogą one stracić najwyższą (AAA) ocenę wiarygodności kredytowej.