Bezrobotni są aktywni i nie liczą na duże pensje – wynika z badań NBP
Przeciętny czas poszukiwania pracy w Polsce jest szalenie długi – średnio wynosi ponad 11 miesięcy, a w przypadku osób o niższych kwalifikacjach i młodych aż ponad półtora roku.
Wśród bezrobotnych nie ma jednak syndromu „opuszczonych rąk”. Większość z nich intensywnie poszukuje zatrudnienia – wynika z badań ankietowych Narodowego Banku Polskiego. Według nich ponad połowa bezrobotnych była na co najmniej jednej rozmowie kwalifikacyjnej u potencjalnych pracodawców, choć nie otrzymała z powiatowego urzędu pracy (PUP) żadnego skierowania. Głównie dlatego, że w wielu pośredniakach liczba ofert pracy jest dramatycznie niska. Wprawdzie są PUP, w których 50 proc. bezrobotnych otrzymuje ofertę zatrudnienia, ale są i takie, w których uzyskuje je mniej niż 2 proc. zarejestrowanych osób bez zajęcia. To dlatego, że jak szacują eksperci NBP do pośredniaków trafia tylko ok. 16 proc. wakatów, jakie pojawiają się na rynku. Większość pracodawców poszukuje pracowników samodzielnie – przez media i z polecenia.
Niezależnie od wieku wśród bezrobotnych dominuje zainteresowanie pracą stałą, w pełnym wymiarze. Co ważne, ponad jedna trzecia (37 proc.) ankietowanych osób bez etatu, które szukają pracy, z gospodarstw domowych, w których nie było innych osób bez zajęcia, była gotowa podjąć w tym roku jakąkolwiek pracę. Jeszcze bardziej byli zdesperowani bezrobotni wywodzący się z gospodarstw domowych, w których dwie osoby lub więcej poszukiwały pracy. Wśród nich aż 47 proc. gotowych było wykonywać jakiekolwiek zajęcie.
– Z naszych badań wynika, że bezrobotni bardzo aktywnie poszukują pracy. To mit upowszechniany przez media, że rejestrują się w większości tylko po to, aby uzyskać zasiłek albo ubezpieczenie zdrowotne – twierdzi Joanna Tyrowicz z NBP. Przy tym większość osób bez zajęcia ocenia, że łatwiej jest znaleźć pracę w szarej strefie, ale zaledwie jedna czwarta z nich uważa, że jest ona lepiej płatna. Zatrudnienie w gospodarce ukrytej przed fiskusem traktują bardziej jak przymus ekonomiczny niż sposób na unikanie podatków. Zresztą blisko 40 proc. bezrobotnych twierdzi, że pracy nie ma nawet w szarej strefie.
Reklama
Bezrobotni nie mają też na ogół wygórowanych oczekiwań płacowych. W tym roku liczą na wynagrodzenie w wysokości 1500–2000 zł (ze średnią na poziomie 1640 zł do ręki), co jest zgodne ze stawkami rynkowymi. Wyłamują się z tego tylko młodzi bezrobotni. Chcieliby zarabiać najczęściej 1500 zł, podczas gdy przedsiębiorcy osobom poniżej 30. roku życia o takich samych kwalifikacjach płacą średnio 1200 zł netto. Zdaniem ekspertów NBP ich zbyt wysokie oczekiwania płacowe mogą wynikać z braku doświadczenia w poszukiwaniu pracy i w kontaktach z pracodawcami. Bo ci, którzy mieli już zajęcie, w zdecydowanej większości oczekują pensji zbliżonej do otrzymywanej w ostatnim miejscu pracy.
Według badań bezrobocie jest wysokie, bo przedsiębiorcy tworzą stosunkowo mało nowych miejsc pracy. Pracodawcy, jeśli zatrudniają, to najczęściej na etaty zwolnione przez osoby, którym wygasły umowy czasowe, które się zwolniły lub odeszły na przykład na emeryturę lub rentę.