Stworzenie etatu w SSE kosztuje 185 tys. zł z pomocy publicznej. Miesięczny koszt miejsca pracy to niemal 1,2 tys. zł – krytykuje resort finansów.
Minister finansów zastopował plany resortu gospodarki, które zakładały przedłużenie działalności specjalnych stref ekonomicznych do 2026 r. Premier żąda od obu ministerstw wspólnego stanowiska.
Z pomysłem wydłużenia działania stref o sześć lat wystąpiło Ministerstwo Gospodarki. Natychmiast sprzeciwił się temu Jacek Rostowski. Jego zdaniem to zbyt kosztowne dla budżetu i nie ma gwarancji, że wydatki przełożą się na korzyści dla gospodarki.

Zachęty inwestycyjne

Reklama
Z kolei ministerstwo Janusza Piechocińskiego chce, by strefy działały także po 2020 r., przekonując, że to doskonała broń w walce z kryzysem (dotychczasowe regulacje przewidują, że zakończą one działalność w 2020 r.).
„Ośmioletnia perspektywa funkcjonowania specjalnych stref ekonomicznych (SSE) już w roku bieżącym przestanie zachęcać inwestorów zagranicznych do realizacji projektów w Polsce, ponieważ przy budowie fabryki od podstaw czas zwalniania dochodu nie przekroczyłby 3 lat (proces inwestycyjny trwa ok. 2–3 lata, a w pierwszych latach działalności inwestor, ze względu na wysoką amortyzację, ponosi straty). Tak więc instrument SSE już wkrótce przestałby pełnić rolę zachęty inwestycyjnej” – napisał resort gospodarki w swoim uzasadnieniu. Dodaje, że wydłużenie okresu działania stref (do 2026 r.) łącznie da 184 tys. miejsc pracy i blisko 64 mld inwestycji. Nie ma jednak nic za darmo. Pomoc publiczna dla SSE, która obciąży budżet w tym okresie, wyniesie ponad 34 mld zł, co przekracza roczne wpływy z CIT.
Sceptycy przekonują, że średnio stworzenie jednego etatu w SSE kosztuje 185 tys. zł z pomocy publicznej. Miesięczny koszt miejsca pracy w strefie to niemal 1,2 tys. zł z pomocy publicznej.

Strefa nie argument

Ministerstwo Finansów proponuje, by zbadać, jak strefy wpływają na całą gospodarkę i konkurencyjność wobec polskich firm, które w nich nie działają. Resort zwraca także uwagę, że wiele z nich znajduje się w najbogatszych regionach, gdzie inwestorzy i tak pewnie by się znaleźli. Urzędnicy MF przekonują również, że strefy nie są dla inwestora argumentem, gdy decyduje się na zamknięcie biznesu. Powołują się przy tym np. na Fiata, który mimo dobrych warunków w Polsce wyszedł z naszego kraju, gdy zapadła polityczna decyzja we Włoszech.
– Może się okazać, że taniej będzie obniżyć wszystkim CIT o 1 czy 2 pkt proc., niż sponsorować zwolnienia dla wybranych – mówi jeden z urzędników resortu. Faktycznie jeden punkt procentowy z 19, jakie wynosi stawka CIT, to około 1,5 mld zł wpływów do budżetu, podczas gdy roczna kwota zwolnień z pomocy publicznej byłaby dwa razy wyższa.

Opór MF

Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium uważa, że ministerstwo będzie rygorystycznie pilnowało dochodów budżetowych, choć nie wierzy w możliwość obniżki CIT.
– To bardzo atrakcyjny pomysł, ale nie przypominam sobie przykładów decyzji o obniżkach podatków w ostatnich latach. Za to pamiętam podwyżkę VAT – mówi. Z kolei Paweł Tynel z Ernst & Young przypomina, że przez 15 lat działania stref dzięki nim powstało około 180 tys. miejsc pracy, a wartość inwestycji wyniosła 80 mld zł.