Mniej pójdzie na zrównoważony transport, czyli eliminację pojazdów szkodliwych dla środowiska, budowę parkingów i ścieżek rowerowych, rozwój komunikacji miejskiej – wynika z analizy przeprowadzonej dla DGP przez KPMG.
– Ogółem na gospodarkę niskoemisyjną, badania naukowe i zrównoważony transport planowane jest skierowanie do przedsiębiorców około 60 proc. z nowej perspektywy unijnej, czyli nawet ponad 43,7 mld euro. Pozostałe 40 proc. trafi na osiem innych działań głównie wspierających kapitał ludzki – mówi Marcin Mańkowski, ekspert KPMG. – Z trzech pierwszych obniżeniu ulegnie pula środków na najważniejszy w tej perspektywie cel, którym jest zrównoważony transport. Obecnie przeznaczonych jest na niego 38,5 proc. środków, a ma być 28,6–32,3 proc. – wylicza.
Skorzystają przedsiębiorcy nastawieni m.in. na działania proekologiczne.
– Zdecydowanie największy procentowy wzrost nakładów nastąpi na działania wspierające gospodarkę niskoemisyjną. W tej perspektywie całkowita alokacja na ten cel wynosi nieco ponad 2,02 proc. budżetu, czyli ok. 1,4 mld euro. Urośnie natomiast do 4,8–9,3 proc. budżetu, co by oznaczało, że na ten cel przeznaczone zostanie nawet 6,8 mld euro – podkreśla Mańkowski.
Reklama
Oznacza to, że więcej pieniędzy będzie dla przedsiębiorców inwestujących m.in. w niskoemisyjne źródła energii, poprawę efektywności istniejących, efektywniejsze gospodarowanie odpadami.
Ciągle toczą się uzgodnienia z Komisją Europejską, dlatego ostateczna kwota jest jeszcze nieznana. Ale ze wstępnych założeń można wywnioskować, że Ministerstwo Rozwoju Regionalnego planuje także zwiększenie nakładów na badania i rozwój (B+R) oraz innowacje. – Z 13,7 proc. środków z obecnej perspektywy do 19 proc. z przyszłej, czyli ponad 13,8 mld euro – przyznaje Marcin Mańkowski.
Jednak eksperci przekonują, że to nie wystarczy, by działające w Polsce przedsiębiorstwa zwiększyły nakłady na innowacyjność. Resort gospodarki chce przekonać ministra finansów do wprowadzenia, wzorem innych państw Europy i świata ulgi podatkowej dla przedsiębiorstw inwestujących w B+R. Miałaby wynieść 126 proc. kosztów kwalifikowanych (wydatki, na które można uzyskać dofinansowanie z UE), z czego 100 proc. stanowiłoby koszt uzyskania przychodu pomniejszający podstawę opodatkowania, a 26 proc. odliczane byłoby od podatku dochodowego (DGP pisał o projekcie w poniedziałek). Szkopuł w tym, że wprowadzenie ulgi kosztować będzie budżet w ciągu czterech lat 1,8 mld zł wpływów, a w piątym roku dopiero będzie zysk – ponad 670 mln zł. Dlatego resort finansów nabrał wody w usta.
W dodatku w nowej perspektywie powiązanie inwestycji z dotacjami będzie znacznie trudniejsze. – Obecnie duża firma może rozpocząć projekt w momencie, gdy złoży wniosek o dotację, niezależnie od decyzji. W przyszłej perspektywie jeśli firma rozpocznie inwestycję przed rozpatrzeniem wniosku, to straci szanse na dotację – mówi Marcin Mańkowski. Obecnie średnio wnioski są rozpatrywane przez 3–6 miesięcy. A w przypadku odwołania się przedsiębiorcy od negatywnej decyzji, jeszcze dłużej. W konsekwencji nowe przepisy, jeśli przejdą, wydłużą proces inwestycyjny.