Torpedowanie prób interwencji Komisji Europejskiej na rynku praw do emitowania gazów cieplarnianych przez polską dyplomację uderzy w tegoroczne wpływy do naszego budżetu. Ze sprzedaży polskim firmom brakujących 86 mln uprawnień do emisji CO2 (resztę Komisja Europejska przyznała im za darmo) Ministerstwo Finansów zaplanowało wpływ aż 2,85 mld zł. Ich uzyskanie byłoby możliwe, gdyby średnia cena papieru doszła do 8 euro. Tymczasem rynek wycenia dziś prawo do wyemitowania tony dwutlenku węgla na niewiele ponad 4 euro. – Ciągle utrzymująca się niepewność na rynku uprawnień do emisji CO2, związana głównie z ryzykiem politycznym, systematycznie zmniejsza wartości jednostek. Bez szybkiego działania ze strony Komisji Europejskiej średnia wartość uprawnień EUA w I półroczu 2013 r. może wynieść 4,53 euro – prognozuje Juliusz Preś z Domu Maklerskiego Consus.
W drugiej połowie roku wartość jednostek ma jeszcze spaść, w okolice 4,09 euro. Jeśli szacunki się sprawdzą, do budżetu państwa wpłynie tylko ok. 1,5 mld zł, czyli o 1,3 mld zł mniej, niż zapisano w ustawie budżetowej. Biuro prasowe Ministerstwa Finansów nie odpowiedziało na nasze pytania dotyczące m.in. prognoz tegorocznych wpływów z handlu CO2, wskazując, że za kształtowanie polityki klimatycznej odpowiada Ministerstwo Środowiska.
– Z mojego punktu widzenia to, że przychody (budżetu – red.) są niższe, oznacza jedynie, że redukujemy emisje niskim kosztem i nie cierpi przemysł – mówi DGP Marcin Korolec, minister środowiska. Dodaje, że w przypadku wywindowania cen uprawnień przemysł mógłby zwrócić się o wielomiliardowe wsparcie z budżetu. – I koło by się zamknęło – kwituje.
Minister przypomina, że celem naszych negocjacji pakietu klimatyczno-energetycznego w 2008 r. było osiągnięcie założonej redukcji emisji po możliwie najniższym koszcie. – I ten cel z pewnością zostanie osiągnięty – tłumaczy.
Reklama
Polska delegacja wywalczyła wówczas, że w latach 2013–2020 część uprawnień (pula z roku na rok będzie topnieć) będziemy otrzymywać za darmo, a resztę przemysł musi kupić na europejskich aukcjach. Wpływy z tego tytułu będą zasilać budżet państwa.
Dziś jednak system mający zachęcać do odchodzenia od brudnych elektrowni węglowych na rzecz droższych ekologicznych technologii nie działa, bo uprawnienia są tanie. Żeby podbić ich cenę do kilkunastu euro, KE próbuje wycofać z rynku nadwyżkę 900 mln uprawnień. Na razie zgodę na backloading wydała jedynie unijna komisja ds. środowiska. Decydujące okaże się głosowanie w Parlamencie Europejskim. Być może dojdzie do niego w marcu lub w kwietniu.
Wzrost notowań uderzyłby w polską gospodarkę. Co roku będzie rosnąć pula uprawnień, za które firmy będą musiały zapłacić. W 2020 r. będzie to już 100 proc. Rządowe symulacje mówią o wpływach Skarbu Państwa z tego tytułu w latach 2013–2020 w wysokości od 27 do przeszło 100 mld zł. Jeśli Polsce uda się zastopować backloading, wpływy stopnieją.
To, co martwi Jacka Rostowskiego, ministra finansów, cieszy polski przemysł napędzany energią elektryczną w niemal 90 proc. wytworzoną z węgla. Rachunki za emisje tylko w grupach energetycznych miały wzrosnąć w tym roku do 1,2 mld zł, ale spadające ceny mogą obniżyć koszty działalności PGE, Tauronu, Enei oraz Energi nawet o połowę.