Wczoraj premier przedstawił założenia nowelizacji budżetu. Wydatki poszczególnych ministerstw mają się zmniejszyć w sumie o ponad 8,5 miliarda złotych. Do resortów rozesłano informacje o skali cięć z sugestiami, gdzie szukać ewentualnych oszczędności.

Minister obrony Tomasz Siemoniak napisał na portalu społecznościowym, że cięcia nie mogą wpłynąć na zdolności bojowe armii. Oszczędności nie należy też szukać w uzbrojeniu i planach modernizacyjnych.

>>> Czytaj też: Budżet pękł. Polska może mieć najwyższą kwotę deficytu w historii

Potwierdza to w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową pułkownik Janusz Walczak z departamentu prasowo-informacyjnego MON. Umowy, które zostały już zawarte, będą kontynuowane - zapewnił Walczak. "Oszczędności nie wolno też szukać w wydatkach związanych z gotowością bojową armii, czyli w uzbrojeniu, sprzęcie dla żołnierzy czy podczas operacji wycofywania z Afganistanu naszego kontyngentu. Sztywne wydatki są również w sferze socjalnej MON, a wiec w pensjach, emeryturach, rentach czy dodatkach dla weteranów" - wylicza wojskowy.

Reklama

Walczak dodał, że w resorcie obrony - podobnie jak w innych ministerstwach - są obszary, gdzie z pewnością można zaoszczędzić środki w tegorocznym budżecie. To właśnie wydatki materiałowe i inwestycje MON, na które wskazał resort finansów. Zdaniem Walczaka można oszczędzać na logistyce, na działalności ministerstwa czy na drobnych inwestycjach, typu remonty jednostek.

Pułkownik Walczak pytany, czy jest zagrożony przetarg na zakup śmigłowców, nad którym obecnie pracuje MON, odpowiedział, że jest to zadanie w trakcie realizacji, a więc nie może podlegać cięciom. Resort planuje wydać na zakup 70 nowych śmigłowców około 9 miliardów złotych w ciągu najbliższych kilku lat.

Minister Tomasz Siemoniak, który jest na urlopie, nie chce na razie wypowiadać się w mediach na temat ewentualnych cięć budżetu MON. W krótkiej wiadomości tekstowej przesłanej do redakcji IAR szef MON napisał jedynie, że na obecnym etapie za wcześnie jest na jednoznaczne i ostateczne komentarze. Ministerstwo obrony dysponuje obecnie środkami w wysokości ponad 31 miliardów złotych.

Szef ministerstwa pracy poinformował już dziś, że w jego resorcie cięcia sięgną 100 milionów złotych. Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że środki te będą pochodziły z niewykorzystanych rezerw oraz z oszczędności w funkcjonowaniu ministerstwa.

Szukanie oszczędności w MON może być niebezpieczne

Wydawca miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa" Andrzej Kiński uważa, że lakoniczne stwierdzenie o cięciach w wydatkach materiałowych i inwestycyjnych może oznaczać poważne kłopoty. Inwestycje to na przykład remonty w koszarach czy naprawa przestarzałego już sprzętu wojskowego, a wydatki materiałowe to nie tylko zakup długopisów i papieru do kserokopiarek, ale także pieniądze na paliwo czy amunicję do szkoleń żołnierzy - tłumaczy Kiński.

Z kolei znawca tematyki wojskowej Andrzej Walentek obawia się, że przed cięciami nie uchronią się również wydatki na sprzęt i modernizację. Co prawda resort zapewnia, że nie zgodzi się na oszczędności w tej materii, ale ekspert nie wierzy tym obietnicom. Walentek przypomina, ze gdy w ubiegłym roku MON prezentował 10-letni plan modernizacyjny, wielu ekspertów mówiło, że jest to dokument oparty na nierealnych przesłankach ekonomicznych. Zdaniem Walentka, cięcia muszą tu nastąpić, bo nie ma wielu pozycji w budżecie MON, w których można szukać tak dużych oszczędności. Resort będzie miał dwa wyjścia: albo zrezygnować z części modernizacyjnych planów albo na przykład zamiast 70 śmigłowców kupić 60 czy 50 nowych maszyn.

Pod koniec ubiegłego roku kierownictwo MON ogłosiło, że w ciągu dekady wyda na uzbrojenie, nowoczesny sprzęt i modernizację techniczną armii ponad 100 miliardów złotych. Plany zakupowe zaakceptował sam premier Donald Tusk.
Jednym z priorytetów 10-letniego planu modernizacyjnego jest budowa systemu ochrony przeciwlotniczej, w tym obrony przed rakietami krótkiego i średniego zasięgu. Andrzej Kiński obawia się, że również i ten projekt może być zagrożony w świetle zapowiedzi budżetowych cięć. Wystarczy, że plany zostaną przesunięte w czasie o kilka lat - uważa ekspert. To spowoduje, że obecnie używany system w którymś momencie przestanie działać. Będziemy mogli na przykład wykrywać wrogie samoloty ale ich nie ostrzelamy, bo przestarzałe rakiety po prostu nie odpalą.

>>> Czytaj też: Polska uzyskała licencję na produkcję Rosomaków