Tydzień temu w tym miejscu radziliśmy, jak prowadzić windykację miękką, czyli upominać i ponaglać dłużników i kontrahentów w taki sposób, aby jak najszybciej oddali należne naszej firmie pieniądze. Nie zawsze jednak taka taktyka przynosi zamierzone rezultaty. Czasami sięgnąć trzeba po bardziej zdecydowane środki i narzędzia, łącznie z pozwem sądowym i komornikiem. Dziś radzimy, jak postępować z dłużnikiem, który nie chce dobrowolnie nam zapłacić.

Windykacja przez e-sąd...

Oczywiście nie ma żadnego obowiązku nakazującego nam korzystać w takiej sytuacji z usług firm windykacyjnych. Nawet twardą windykację wierzyciel może przeprowadzić sam. Ile na to wyda? Koszt zależy od tego, jak bardzo się do tego przyłoży. Aby zrobić to porządnie, trzeba liczyć się z tym, że do takiej sprawy – przynajmniej na jakiś czas – musi zostać oddelegowany pracownik, który będzie umiał przygotować pisma procesowe i w razie czego zweryfikować wszystkie dane dłużnika. Firma spoza branży finansowej może mieć problem już na tym etapie – zwykły pracownik odpowiedzialny za księgowość nie musi się znać na odzyskiwaniu długów. Zwłaszcza na pozyskiwaniu danych dłużnika. To szczególnie ważne w sytuacji, gdy chcemy odzyskać dług, składając pozew w e-sądzie (elektroniczne postępowanie upominawcze). E-sąd nie przyjmie sprawy, jeśli stwierdzi np., że adres dłużnika podany w pozwie nie zgadza się z tym, który widnieje w bazie PESEL bądź KRS. No i nie zajmie się długiem starszym niż trzy lata.
Reklama
Główna przewaga e-sądu nad zwykłym postępowaniem to niski koszt. Opłata, jaką wierzyciel składa w e-sądzie, to 1,25 proc. wartości długu, jaki chce odzyskać (ale nie mniej niż 30 zł). Odpadają koszty związane z papierową korespondencją, gdyż pozew można złożyć za pomocą aplikacji przez internet, podobnie uzyskuje się nakaz zapłaty. A i czas postępowania jest o 2–3 miesiące krótszy niż w sądzie zwykłym.

...albo tradycyjnie

Ile płaci się w zwykłym sądzie? To zależy od typu postępowania. Jeśli ma to być postępowanie uproszczone (odzyskiwana należność nie może być większa niż 10 tys. zł), opłata sądowa zawiera się w przedziale od 30 do 300 zł w zależności od wartości przedmiotu sporu. W postępowaniu upominawczym opłata wynosi 5 proc. wartości odzyskiwanego długu (nie mniej niż 30 zł). I to pod warunkiem że wierzyciel występuje w sądzie osobiście. Jeśli robi to przez pełnomocnika, musi dopłacić 17 zł opłaty skarbowej od pełnomocnictw.
Wytoczenie procesu dłużnikowi to dopiero początek drogi. Nawet uzyskany sądowy nakaz zapłaty nie gwarantuje sukcesu. Bo dłużnik może skutecznie blokować postępowanie egzekucyjne, np. składając powództwo przeciwegzekucyjne. Zadłużony może próbować wykazać przed sądem, że wierzytelność, jakiej chce dochodzić wierzyciel, jest np. zawyżona. Może też po prostu ukryć majątek. I tu zaczynają się schody, bo komornik, który ma wyegzekwować sądowy nakaz zapłaty, najczęściej rozkłada ręce. Może nawet umorzyć egzekucję komorniczą, jeśli nie znajdzie żadnych składników majątku dłużnika. Wierzyciel może wtedy złożyć do sądu wniosek, aby to właśnie sąd wezwał dłużnika do wyjawienia swojego majątku. Zwłaszcza wtedy, gdy wie, gdzie (lub jak) ukryto majątek.

Fachowcy od długów

Zwykły przedsiębiorca sam na ogół nie jest w stanie ustalić majątku dłużnika. I tu zaczyna się katalog usług, z jakich wierzyciele mogą korzystać, aby odzyskać swoje należności. Pierwsza z nich to pozyskiwanie informacji gospodarczej i może być uzupełnieniem windykacji na własną rękę. Nie chodzi jednak o zakup raportu, który jest tylko odwzorowaniem ogólnodostępnych wpisów znajdujących się np. w Krajowym Rejestrze Sądowym. Na rynku działa wiele wywiadowni gospodarczych, które funkcjonują na podstawie ustawy o usługach detektywistycznych. Ich pracownicy weryfikują w terenie, co i gdzie ma dłużnik – mogą go np. śledzić czy przeprowadzić wywiad środowiskowy (rozmowy z sąsiadami, pracownikami). Jeśli już ktoś chce skorzystać z usług takiego gospodarczego detektywa, powinien wcześniej sprawdzić jego referencje. Większość z takich wywiadowni prowadzona jest przez byłych pracowników służb mundurowych, ale dobrze by było, żeby w zespole znajdowali sie też specjaliści z branży wyspecjalizowanej w poszukiwaniu ukrytych majątków, czyli byli pracownicy urzędów skarbowych.
Większość firm windykacyjnych – przynajmniej tych największych – w swoich strukturach ma biura detektywistyczne, które zajmują się sprawdzaniem dłużników. Ale oferta firm zajmujących się zawodowo dochodzeniem należności jest o wiele szersza: można im zlecić w całości windykację należności, windykator bierze na siebie całą obsługę prawną. Oczywiście nie za darmo. Ile to kosztuje? Według danych jednej z firm z czołówki tej branży prowizja pobierana przy usłudze inkaso może się wahać średnio między 0,8 proc. a ponad 2 proc. wartości zlecenia. Wszystko zależy od tego, jakiej jakości dług przekażemy firmie windykacyjnej. Jeśli jest to zobowiązanie kontrahenta, wobec którego sąd ogłosił już upadłość, a lista wierzycieli jest długa i otwierają ją fiskus wraz z ZUS, to szanse na odzyskanie długu są małe. Wtedy firma windykacyjna kalkuluje, że proces ściągnięcia tej należności będzie długi, kosztowny i wcale nie musi się zakończyć powodzeniem. Wówczas marża jest wysoka. Inaczej to wygląda w przypadku świeżych długów, gdzie dłużnik działa jeszcze na rynku, a przedawnienie zobowiązania nie jest duże. To dług dobrej jakości – prowizja od niego zwykle jest mniejsza ze względu na relatywnie niski koszt odzyskania.
Długi dobrej jakości są też lepiej wyceniane na rynku wtórnym. Sprzedaż takiej wierzytelności to metoda odzyskania pieniędzy dedykowana tym, którym zależy na czasie, choćby z powodu zachwiania własnej płynności finansowej. Na rynku działają wyspecjalizowane firmy, które np. kupują wierzytelności B2B z określonych sektorów. Ale też rynek wierzytelności biznesowych jest bardzo rozdrobniony. I trzeba sobie jasno powiedzieć: wierzytelność typu B2B trudno jest sprzedać. Jeśli firma windykacyjna ma do wyboru: kupić portfel wierzytelności konsumenckich (np. niespłacanych kredytów) czy dług firmy wobec firmy, to wybierze to pierwsze. Za długi konsumentów windykatorzy płacą średnio 13–14 proc. wartości nominalnej długu. Za wierzytelność B2B można uzyskać zaledwie kilka procent.

Na złe długi jest ulga w VAT

Podatnicy muszą zapłacić VAT, nawet jeśli kontrahent nie zapłacił im za dostarczony towar lub wykonaną usługę. Po 150 dniach można jednak podatek odzyskać.

Obecnie podatnik, który nie dostał zapłaty (wierzyciel) wynikającej z faktury za dostawę towaru lub wykonanie usługi, może skorygować podstawę opodatkowania oraz podatek należny, o ile spełnione są poniższe warunki. Chodzi przykładowo o sytuację, gdy towar został doręczony, podatnik wystawił fakturę i odprowadził do urzędu skarbowego kwotę VAT wynikającą z tego dokumentu. Następnie termin płatności minął i nie ma perspektyw na zapłatę. Zgodnie z przepisami wierzyciel musi czekać 150 dni, licząc od dnia upływu terminu płatności określonego w umowie lub na fakturze.

Aby odzyskać VAT, muszą być także spełnione inne warunki. Po pierwsze, podatnik musiał sprzedać towar innemu podatnikowi VAT. Po drugie, obaj muszą być też czynnymi podatnikami VAT na dzień przed dniem, w którym wierzyciel składa korektę deklaracji, w której obniża podatek należny (korzysta z ulgi na złe długi). Po trzecie, kontrahent (dłużnik) ani w momencie sprzedaży, ani na dzień przed złożeniem korekty deklaracji przez wierzyciela nie może być w trakcie postępowania upadłościowego lub w likwidacji. Ostatnim warunkiem jest to, aby od momentu wystawienia faktury, której dłużnik nie zapłacił, nie minęło więcej niż dwa lata, ale licząc od końca roku, w którym została wystawiona faktura.

Jeśli warunki są spełnione, wierzyciel składa deklarację za okres, w którym powstało prawdopodobieństwo nieściągalności należności. Przykładowo, jeśli 150 dni od upływu terminu płatności wypada we wrześniu, a podatnik składa deklaracje miesięczne, to będzie mógł zmniejszyć VAT należny, składając deklarację za wrzesień (ma na to czas do 25 października).

>>> Czytaj też: Prawo o upadłościach: bankructwo to dożywotni wyrok dla przedsiębiorcy