Intensywnie niebieska woda zakotłowała się, a charakterystyczne płetwy grzbietowe wychynęły ponad jej taflę w miejscu, w którym zanurzyli się dwaj płetwonurkowie. Pływacy jednak nie przejmowali się stadem krążących nad nimi drapieżników. Zeszli kilka metrów w głąb, by złożyć na dnie szklaną gablotę, w której znalazł się pierwszy egzemplarz nowej konsoli Xbox One.
W ten sposób w Sea Life Aquarium w nowozelandzkim Auckland rozpoczęła się promocja najnowszego produktu MS. Pierwsza konsola Xbox One nowej generacji, jaka trafi do szczęśliwego klienta w dniu premiery – 22 listopada – wylądowała w basenie pełnym rekinów. Wydobyta zostanie minutę przed północą w przeddzień premiery.

Alians z chipsami

Reklama
Adwersarze ruszają na front niemal równocześnie – Sony uprzedziło Microsoft o raptem tydzień, wyznaczając premierę na 15 listopada – ale kampania marketingowa toczyła się od wielu miesięcy. Obie firmy odsłaniały karty powoli, skrzętnie ukrywając niektóre technologiczne detale przygotowywanych produktów, nierzadko ogłaszając rewolucyjne zmiany, a potem się z nich wycofując. Można wręcz odnieść wrażenie, że dla producentów ważniejsze od oczekiwań graczy są alianse z partnerami spoza branży: Sony z hukiem obwieściło trzyletnie partnerstwo z siecią fast foodów Taco Bell, Microsoft z kolei powiązał kampanię promocyjną z markami Mountain Dew oraz Doritos. W pierwszym przypadku klienci mają okazję nabyć za 5 dol. specjalny zestaw, do którego dodawane są kody pozwalające wziąć udział w losowaniu jednego z czterech tysięcy zestawów PS4 – jeszcze przed premierą. Podobny jest mechanizm promocji Microsoftu – popijając Mountain Dew lub zajadając Doritos, klienci zbierają punkty, które mogą zostać użyte w czasie aukcji zestawów Xbox One.
Niewątpliwie cały rynek przysiadł w oczekiwaniu na nowe konsole. Z badań firmy analitycznej NPD Group wynika, że już w sierpniu sprzedaż – przechodzącej właśnie do historii generacji konsoli – spadła aż o 40 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Już we wrześniu cała pula zamówień na nowe urządzenie, jakie można było składać przed oficjalną premierą, została wyczerpana. – To najlepszy dowód na wysoki popyt na konsole – podkreśla Jesse Divnich, analityk rynku konsol. – Ten sezon zapewne znajdzie się wśród rekordowych pod względem sprzedaży – dodaje.
Co więcej, może rozstrzygnąć o przyszłości rynku, którego wartość – zgodnie z prognozami – ma sięgnąć w 2016 r. 80 mld dol. Dlatego producenci nie przebierają w środkach: Gdy MS ogłosił, że Xbox One będzie kosztował 499 dol., Sony zbiło cenę PS4 do 399 dol. Premierze nowych urządzeń będą towarzyszyć również premiery zaprojektowanych na ich możliwości gier – w obu przypadkach dostępne będzie ciut ponad dwadzieścia tytułów. Tymczasem Wal-Mart ogłosił już świąteczne obniżki na urządzenia „starej” generacji: przecena w przypadku Xbox 360 to niemal połowa dotychczasowej ceny, inne modele będą kosztować 25–40 proc. mniej.
Nie sposób jednak typować zwycięzcy w tym wyścigu. – Biorąc pod uwagę determinację obu firm, by nie dać konkurentowi forów już na starcie, jednoczesne premiery PS4 i Xbox One skutkują bardzo złożoną sytuacją dla prognostów – napisali w nocie eksperci firmy analitycznej IHS Games and Research. Z ich przewidywań wynika, że w ciągu tych kilku tygodni, jakie pozostały nam do końca bieżącego roku, Sony sprzeda ok. 2,4 mln nowej generacji konsol, podczas gdy Microsoft pozostanie w tyle – z wynikiem 2,2 mln sprzedanych urządzeń. Nie przewidują oni też nadzwyczajnych wstrząsów pod względem geograficznym: Ameryka pozostanie terytorium, na którym dominować będzie gigant z Richmond, w Europie karty będą rozdawać Japończycy.

Idzie nowe

Spory, które toczą w internecie miłośnicy gier, dotyczą przede wszystkim technologicznych aspektów nowych konsol. Xbox One będzie wyposażony w udoskonalony kontroler ruchu Kinect (dzięki niemu gra w gry za pomocą ruchów ciała ma stać się jeszcze przyjemniejsza i łatwiejsza) oraz wiele możliwości integracji aplikacji niezwiązanych z grami. PS4 poprzez funkcję „Share” ma umożliwiać dzielenie się online z przyjaciółmi fragmentami swoich dokonań w grach. Oba urządzenia pozwalają na wygodne przeglądanie stron internetowych i użycie profilu gracza na Facebooku. Sony skoncentrowało się na funkcjach związanych z grami, MS celuje w bardziej multimedialne urządzenie. Japończycy zadbali o zgrabną sylwetkę sprzętu, produkt zza Atlantyku zaś przypomina – zdaniem publicystów dziennika „Daily Mail” – „sowiecką fabrykę zbrojeniową, jest tak wielki, że w mniejszych mieszkaniach mógłby pełnić rolę stołu”. – Jeśli powiesz gościom, że to klimatyzator, nawet nie zwrócą uwagi – kpi brytyjski recenzent.
Ale obie konsole wprowadzają też graczy w świat, w którym za rozrywkę przyjdzie im słono zapłacić. Na obu urządzeniach nie będzie można uruchomić gier wydanych na konsole poprzedniej generacji. Sony i MS tłumaczą to użytymi najnowszymi technologiami, które nie obsługują cyfrowych standardów sprzed kilku lat. To prawda, choć tylko w części, bo podobnych problemów nie było przy premierze PS3 oraz XBox 360, które – przedstawione jako absolutnie rewolucyjne – zastępowały już archaiczne PS2 i Xbox. Przyczyna tak niedogodnego dla graczy rozwiązania leży gdzie indziej: w świecie wirtualnej rozrywki zapanowała moda na wydawanie najpopularniejszych gier w poprawionych wersjach: z bardziej realistyczną grafiką czy przestrzennym dźwiękiem. Pożądający lepszej jakości gracze kupują je więc po raz wtóry, firmy zaś zacierają ręce z łatwego zysku. Obaj potentaci doszli do jedynego dla nich słusznego wniosku: po co gracz ma uruchomić starą grę na nowym urządzeniu, niech kupi ją raz jeszcze. Pojawienie się na rynku odświeżonych wersji starych hitów działających na najnowszych konsolach to tylko kwestia czasu.
Od lat solą w oku branży gier wideo jest także wtórny obieg gier: ich pożyczanie i odsprzedawanie. To rynek całkiem spory, z którego giganci nie mają żadnego zysku. Mało tego – mówią o swoich stratach. No bo przecież każda pożyczona czy odsprzedana koledze gra to niesprzedana przez nich kopia. Ale już za kilkanaście dni sytuacja się zmieni, bo wraz z debiutem nowych konsol graczom zostaną narzucone nowe rozwiązania.
Zaledwie kilka dni przed premierą Sony, gdy wyprzedało całą przedpremierową partię urządzeń, dokonało wolty i zmieniło regulamin dotyczący korzystania z gier na PS4: na europejskim rynku będzie obowiązywać całkowity zakaz wykorzystania ich w celach komercyjnych, rozpowszechniania, udostępniania bez zgody producenta konsoli i dystrybutora tytułu, a wreszcie – zakaz odsprzedawania i wypożyczania. Jedyna furtka, jaka została pozostawiona użytkownikom, to odsprzedaż i kupno w punktach, które będą współpracować z Sony, przekazując koncernowi część zysków. Innymi słowy, nie da się już pożyczyć czy oddać przyjaciołom gry, która się znudziła. W przypadku XBox One MS będzie automatycznie sprawdzał dysk twardy urządzenia (wymagane jest podłączenie do internetu), poszukując nieautoryzowanego oprogramowania. Znaczna część gier będzie dostępna jedynie w wersjach cyfrowych – nie będą wydawane na płytach, co sprawi, że zakup gry w sieci będzie oznaczać definitywne przypisanie danej cyfrowej kopii do konta użytkownika, bez możliwości udostępnienia jej komukolwiek innemu.
To oznaka nadchodzącej epoki, w której gry na płytach odejdą do lamusa. Zdaniem szefa departamentu gier w IHS, Piersa Hardinga-Rollsa, już w 2017 r. trzecia część naszych wydatków na gry będzie się wiązać z zakupami cyfrowych wersji. Oznacza to kilkakrotny wzrost w ciągu dekady: w 2008 r. na gry online światowa populacja graczy wydawała raptem 7 proc. przeznaczonych na to środków. Taki rodzaj dystrybucji zmusi konsolowych graczy do kolejnych wydatków. Urządzenia są wyposażone w dyski twarde o pojemności 500 GB, więc będzie można na nich pomieścić najwyżej kilkanaście gier. Za większe magazyny Sony i MS każą sobie słono płacić.

U progu nowej epoki

Złośliwości, jakich nie szczędzą sobie nawzajem projektanci urządzeń, a obu stronom równocześnie publicyści i użytkownicy, to już jednak rytualne starcie w wojnach konsol, jakie toczą się na tym rynku od dekad. Zaczęły się w gruncie rzeczy w latach 80., gdy z rynku zniknęły urządzenia Atari i jedynym urządzeniem, które zasługiwało na miano konsoli, były produkty Nintendo. Sytuację zmieniło wówczas pojawienie się w 1989 r. realnego rywala: firmy Sega. To wtedy dzieciaki na szkolnych boiskach podzieliły się na zwolenników jednego lub drugiego producenta, toczących niekończące się dyskusje o przewagach ulubionego pudełka, a kampanie reklamowe stały się agresywne, zawierając coraz mniej zawoalowane ataki na konkurenta.
Sega pozostawała jednak permanentnym numerem dwa. Aż do połowy lat 90., kiedy obaj dominujący producenci zostali rzuceni na kolana przez debiutujące na tym rynku Sony. Poprawiona grafika i agresywna kampania, po raz pierwszy adresowana do starszych graczy, doprowadziły do sytuacji, w której PlayStation praktycznie połknęło rynek: po raz pierwszy na świecie sprzedano 100 mln egzemplarzy jednego modelu konsoli – i laur ten należał do Japończyków. I choć w 2000 r. do branży dołączyły pierwsze Xboxy, jeszcze przez kilka lat to Sony bezwzględnie dominowało na rynku.
A potem, w połowie poprzedniej dekady, sytuacja zmieniła się diametralnie. Sony, goniąc za nowinkami, wprowadziło do swoich urządzeń technologię Blue-ray, co jednak podbiło planowaną cenę PS3 do 599 dol. – dla wielu graczy było to zbyt wiele. Microsoft postanowił podbić serca tych biedniejszych – lub bardziej skąpych – Xboxem 360. I w efekcie obie firmy podzieliły między siebie rynek.
Ta epoka może właśnie dobiegać końca, w każdym razie rywale wydają się przekonani, że ten, kto wyjdzie zwycięsko z bieżącego starcia, będzie rozdawać karty przez kilka następnych lat. Pytanie tylko, czy walna bitwa, którą w najbliższe święta urządzą sobie w salonach ze sprzętem multimedialnym Sony i Microsoft, rzeczywiście rozstrzygnie o dominacji na rynku. Trzeci, wciąż liczący się w branży producent – Nintendo – zareagował na kampanię obu liderów branży ze spokojem: zarządził jedynie obniżkę cen do poziomu 300 dol. i zapowiedział pojawienie się serii nowych wersji gier na produkowane przez siebie konsole Wii U. Co więcej, cała trójka czuje na plecach gorący oddech zupełnie nowej konkurencji: producentów tabletów i smartfonów. Z badań rynkowych wynika, że przyszłość tego przemysłu – pokolenie graczy dziś w przedziale wiekowym 2–17 lat – gra niemal równie chętnie na swoich maleńkich gadżetach jak na kombajnach ze stajni Microsoftu, Sony czy Nintendo. – Użytkownicy konsol na pewno nie znikają i nie porzucają tych urządzeń dla innych form grania – protestuje jednak Divnich. – Po prostu trzeba ich podekscytować, a PS4 i Xbox One właśnie to zadanie mają wypełnić – dodaje.w
Wartość rynku gier wideo w 2016 r. ma wynieść aż 80 mld dol. Nic dziwnego, że w walce o jak największe zyski wszystkie chwyty stały się dozwolone
ikona lupy />
Na PS4 (na zdjęciu pad do niej) nie da się uruchomić gier wydawnych na konsole Sony poprzedniej generacji. Na dodatek w ostatniej chwili japońska korporacja zmieniła zdanie i zabroniła użytkownikom PS4 odsprzedawania gier bloomberg / Dziennik Gazeta Prawna