Trzeba jak najszybciej oczyścić dno Bałtyku z niemieckiej broni chemicznej z czasów drugiej wojny światowej, twierdzi Andrzej Jagusiewicz, Główny Inspektor Ochrony Środowiska. Eksperci chcą, by do obowiązkowych szkoleń rybaków dołączyć szkolenie o zagrożeniach związanych z zatopioną bronią.

Być może projektowi pomoże fakt, że zdaniem ekspertów oczyszczenie dna Bałtyku w przyszłości będzie miało spore znaczenie ekonomicznego.

Dlaczego w Bałtyku znajdujemy broń chemiczną?

Po II wojnie światowej amunicja przejęta od Niemców, zawierająca m.in. iperyt siarkowy, kwas pruski i adamsyt, miała zostać zatopiona w rejonie Głębi Bornholmskiej i Głębi Gotlandzkiej. Bojowe środki trujące można jednak znaleźć na obszarze o wiele większym - nie tylko w miejscu oficjalnych zrzutów, ale m.in. w Basenie Gotlandzkim lub jeszcze bliżej polskiego wybrzeża. - Potwierdziło się ostatecznie, że jedno z miejsc zatopień znajduje się na Głębi Gdańskiej - powiedział dr Bełdowski z Instytutu Oceanologii PAN. Ślady iperytu, czyli gazu musztardowego, znaleziono m.in. w pobliżu do portu w Gdyni.

Reklama

Przez trzy lata eksperci badali zagrożenie wynikające z 50 tysięcy ton broni chemicznej leżącej na dnie Bałtyku. W Ożarowie pod Warszawą zakończyła się międzynarodowa konferencja podsumowująca 3-letni projekt badawczy Chemsea. Skupiał się on na zbadaniu składowisk broni chemicznej, znalezieniu nieznanych jeszcze miejsc jej zalegania, a także nauczenie tych, którzy mogą się na nią natknąć, co zrobić z niebezpiecznym ładunkiem. Podczas projektu powstała nawet instrukcja dla rybaków, wraz z planem awaryjnym dla pracowników administracji morskiej.

>>> Czytaj więcej o pokojowej nagrodzie Nobla dla Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej

Broń chemiczna uwalnia się powoli i nie truje. Podobno

Zdaniem ekspertów, wydobywające się powoli substancje trujące nie mają wpływu na środowisko. Zarazem specjaliści nie są w stanie ocenić jakie mogą być skutki gwałtownego rozszczelnienia się bomb, które zawierają substancje trujące.

Ustalenia tego programu to pierwszy krok do rozpoczęcia oczyszczania dna naszego morza. Jagusiewicy chce przekonać ekspertów z innych krajów nadbałtyckich do prac nad wydobyciem chemikaliów. Nie da się tego osiągnąć bez współpracy, krajom nadbałtyckim jest potrzebna jest zgoda, także na płaszczyźnie politycznej, że usunięcie broni chemicznej jest potrzebne zarówno Bałtykowi i środowisku naturalnemu, jak i zdrowiu ludzi.

Znamy składy, ale broń zrzucano też w drodze do nich

Minna Pyhala z Bałtyckiej Komisji Ochrony Środowiska Morskiego wyjaśnia, że badania w ramach projektu Chemsea odkryły też nowe miejsca zalegania broni chemicznej. To z kolei jej zdaniem, komplikuje ewentualne próby wydobycia bomb chemicznych. Badania potwierdziły dotychczasowe podejrzenia co do składowania broni, m.in.na Głębinie Gdańskiej, a także, że niemiecka broń była zrzucana w trakcie drogi do miejsc, w których miała być składowana. W związku z tym - podkreśla ekspertka - należy podchodzić indywidualnie do każdego z tych miejsc.

Przed rozpoczęciem prac wydobywczych należy dokładnie zbadać konkretne składowisko broni chemicznej, tłumaczy Jacek Błędowski, który prowadził badania w ramach Chemsea. Jak wyjaśnia, ładunki mogą znajdować się w kilkumetrowej warstwie mułu, a ich podniesienie może wprowadzić do toni morskiej niebezpieczne substancje. Zdaniem eksperta lepiej w takich przypadkach pozostawić w spokoju bomby chemiczne i pozwolić na ich powolną utylizację.

Co zrobić, gdy znajdzie się broń chemiczną? Nie dotykać

Większość niemieckiej broni chemicznej spoczywa na głębokości ponad 100 metrów. W związku z tym nie ma zagrożenia zetknięcia się bezpośrednio z chemikaliami. Czasem jednak rybacy wyciągają w sieciach zbrylone substancje chemiczne, co może być niebezpieczne. Dlatego jednym z elementów badań Chemsea są też instrukcje co w takiej sytuacji zrobić, wyjaśnia komandor Bartłomiej Pączek z Akademii Marynarki Wojennej: najważniejsze, by nie dotykać znaleziska i je zabezpieczyć. Należy też jak najszybciej powiadomić odpowiednie służby, które będą w stanie zutylizować szkodliwe substancje.
W wyniku zetknięcia z substancjami chemicznymi może dojść do poparzeń skóry, uszkodzenia dróg oddechowych, a w ekstremalnych przypadkach - nawet do śmierci.

- Tam leży broń, która nas zabija w sekundy. To są na przykład gazy bojowe używane podczas I wojny światowej. Wyobraźmy sobie, że ktoś wydobył taki gaz, albo się on przemieścił. To może być bardzo poważna katastrofa - ostrzega Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz.

Pilotażowe sprzątanie już za trzy miliony

Jak informowała w ubiegłym roku IAR, Polska zażądała, by NATO zapłaciło za wydobycie i utylizację broni chemicznej zatopionej w Bałtyku. Główny Inspektor Ochrony Środowiska domagał się wtedy, aby w ramach projektu "Parasol" uruchomić w najbliższym czasie pilotażowe wydobywanie broni zalegającej najbliżej polskiego wybrzeża. Pilotażowe wydobycie broni z dna morza może zdaniem GIOŚ kosztować od trzech do pięciu milionów złotych.

- Chciałbym, abyśmy potrafili zidentyfikować miejsce, które jest najtańsze do wydobycia takiej broni i za pieniądze naszych sojuszników, włącznie z naszym wkładem, dokonali takiego wydobycia - mówił wtedy Jagusiewicz. - Wówczas będziemy mogli powiedzieć ile dokładnie to kosztuje - dodał.

>>> Czytaj więcej: Syria zniszczyła sprzęt do produkcji broni chemicznej