Obserwując obecne rynkowe trendy można odnieść wrażenie, że ich uczestnicy nie uwzględniali jeszcze w swoich kalkulacjach innego ważnego czynnika: spowolnienia gospodarczego w Chinach.

Prężny rozwój gospodarki chińskiej generował duży popyt na surowce. Chiny zużywają np. ok. 10 proc. globalnego wydobycia ropy, ale ich udział w generowania wzrostu światowego popytu na ropę w ostatnim roku wyniósł 40 proc. Dlatego obecne spowolnienie w Państwie Środka musi budzić głęboki niepokój eksporterów surowców. Chińska gospodarka wchodzi w nową fazę rozwoju, w której zapotrzebowanie zarówno na rodzaj, jak i ilość surowców będzie zupełnie inne, niż w pierwszych latach bieżącego stulecia. A to nie są dobre wieści ani dla eksporterów surowców, ani dla tych, którzy inwestują w waluty ich krajów. A chodzi tu szczególnie o Australię i Brazylię.

Pojęcie waluty surowcowej jest trudne do zdefiniowania. Nie chodzi przy tym o samą definicję, ale o kryteria przynależności do tej grupy państw. Wbrew pozorom nie obejmuje ona wyłącznie krajów wschodzących. A obok RPA czy Chile są w niej takie potęgi gospodarcze jak Australia czy Kanada. Ale już nie Norwegia – koronę norweską trudno określić mianem waluty surowcowej. Z kolei w przypadku funta sterlinga mówiło o jego statusie petrowalutowym (zwłaszcza w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych XX w.), ale nikt nie odważył się funta zaliczyć do grupy walut surowcowych.

Treść całego artykułu można znaleźć na stronie Obserwatora Finansowego.

Reklama

>>> Czytaj też: Państwo Islamskie chwieje się. USA odcięły terrorystom zyski z ropy