Zamknięty specjalny fundusz inwestycyjny zasilany pieniędzmi z zysków państwowych spółek to pomysł PiS na znalezienie dodatkowych pieniędzy na emerytury.

Plan jest prosty: przekazywać rocznie 1,5–2 mld zł z dywidend spółek na fundusz, który pomnażałby ten majątek, inwestując go. Potem pieniądze zasilałyby Fundusz Ubezpieczeń Społecznych wypłacający emerytury.

Dziś pieniądze z zysków spółek, w których Skarb Państwa ma udziały, w całości trafiają do budżetowego worka jako dochód państwowej kasy. Chodzi o to, żeby przynajmniej w części, były „znaczone”, a więc skierowane na konkretny cel. W tym przypadku emerytury. Optymalne byłoby ich pomnażanie.

Paweł Szałamacha, poseł PiS, mówi, że raczej wykluczone jest przekazywanie do takiego funduszu całości dywidend. To w tej chwili podstawowy dochód państwa z kontrolowanego przez niego majątku, który zastąpił przychody z kończącej się prywatyzacji. Gdyby w budżecie powstała dziura na 4–6 mld zł rocznie (bo tyle mniej więcej dają dywidendy) byłby problem z jej pokryciem z innych dochodów.

– Nie byłoby to całkowite przekierowanie tego strumienia pieniędzy ze spółek. Zostałyby zapewne wypracowane jakieś proporcje podziału między fundusz a budżet. Aby jego tworzenie miało rację bytu, wpłaty powinny być na poziomie 1,5 do 2 mld zł rocznie – podkreśla poseł PIS Paweł Szałamacha.

Reklama

Polityk dodaje, że tworzenie funduszu trwałoby od trzech do czterech lat, a wpłaty z niego do systemu emerytalnego zaczęłyby się po ośmiu – dziesięciu latach. – Ubezpieczeni nie mieliby rachunków w tym funduszu, on miałby charakter zbiorczy i uzupełniałby dotację budżetową do systemu emerytalnego – podkreśla poseł PiS. Czyli działałby podobnie jak dzisiejszy Fundusz Rezerwy Demograficznej, który zasilany jest wpływami nie z dywidend, lecz prywatyzacji. Ale PiS chciałby uniknąć losu FRD, który odciążał budżet w dopłatach do FUS w czasie światowego kryzysu finansowego.

>>> Czytaj też: Ekspert: To nie wiek emerytalny jest problemem Polski, a wysokość płac [WIDEO]