Kluczowe słowa, których wielokrotnie używał wczoraj sędzia sprawozdawca Marek Zubik, to solidarność międzypokoleniowa. Sędziowie podkreślili, że wszyscy obywatele muszą uszanować to, iż państwo jest zobowiązane do zapewnienia środków utrzymania nie tylko obecnemu pokoleniu, lecz także przyszłym. To zaś oznacza, że kosztowny dla budżetu system OFE można było ograniczyć. Podkreślono przy tym, że konstytucyjne zobligowanie państwa do zagwarantowania Polakom zabezpieczenia społecznego może być realizowane na różne sposoby i wcale nie musi oznaczać preferowania systemu kapitałowego.

Sędzia Zubik zaznaczył też, że system emerytalny, do czasu wprowadzenia reformy, generował spiralę zadłużenia. Ustawodawca miał więc i prawo, i obowiązek zareagować. Tym bardziej że zdaniem TK reforma obowiązująca od 1999 r. doprowadziła do podwójnego opodatkowania współczesnego pokolenia: obecnie pracujący z jednej strony muszą odkładać środki na swoją starość, z drugiej zaś są zmuszeni finansować emerytury osób obecnie je pobierających.

– To bardzo dobry wyrok. Trybunał potwierdził, że przeniesienie 150 mld zł z OFE do ZUS było równoznaczne z troską o system emerytalny – twierdzi prof. Leokadia Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej. Jej zdaniem następnym krokiem – skoro TK już przyznał, że ustawodawca ma prawo w tak istotny sposób reformować system emerytalny – jest przeniesienie 140 mld zł, które w funduszach jeszcze pozostały.

Prof. Marek Chmaj z Uniwersytetu SWPS twierdzi jednak, że wczorajsze orzeczenie wcale nie oznacza przyzwolenia dla nowego rządu na całkowite wybicie zębów funduszom.
– To, że TK uznał przeniesienie części środków za zgodne z konstytucją, wcale nie oznacza, że tak samo by ocenił zabranie wszystkich pieniędzy z OFE – zaznacza prof. Chmaj. W praktyce bowiem oznaczałoby to likwidację funduszy, a na to trybunał mógłby spojrzeć mniej przychylnym okiem.

Reklama

Trybunał nie miał też wątpliwości co do tego, że ustawodawca miał prawo zabronić funduszom nabywania obligacji Skarbu Państwa. Takie uprawnienie wynika bowiem wprost z art. 216 konstytucji, który stanowi, że warunki zakupu obligacji określa się w ustawie.

– TK stwierdził więc, że ustawodawca miał prawo podjąć tę decyzję. Trybunał zaś nie ocenia, czy była ona sensowna ekonomicznie, lecz czy była zgodna z ustawą zasadniczą – wyjaśnia prof. Chmaj.

Przeciwnicy reformy z 2013 r. podkreślali, że zabronienie inwestycji w obligacje de facto wepchnie fundusze wraz ze środkami przyszłych emerytów na giełdę. To zaś stwarza większe ryzyko, że pieniądze na zabezpieczenie starości przepadną. Trybunał przyznał, iż to prawda, lecz trudno mówić o niekonstytucyjności takiego rozwiązania. Tym bardziej że – co też było przedmiotem zaskarżenia – to każdy obywatel musiał zadeklarować chęć pozostania w otwartym funduszu emerytalnym (jeśli takiej deklaracji nie złożył, uznawano, że chce swoje środki gromadzić w ZUS-ie).

Jedyny punkt reformy emerytalnej przeprowadzonej pod koniec 2013 r., który został uznany za niezgodny z konstytucją, to wprowadzenie zakazu reklamowania się przez OFE. Ustawodawca wskazywał, że skoro fundusze konkurują z ZUS-em, a ZUS nie może się reklamować, to takiej formy promocji należało zabronić także przedsiębiorcom.

– Pamiętać jednak trzeba, że OFE rywalizują nie tylko z państwową instytucją, lecz także między sobą – podkreślał sędzia Marek Zubik. Gdyby rządzący zdecydowali się na ograniczenie reklamy np. poprzez wprowadzenie limitu wydatków na nią, przepis najprawdopodobniej zostałby uznany za zgodny z konstytucją. Jednak jako że wprowadzono zakaz absolutny, trybunał uznał go za nieproporcjonalny i ograniczający swobodę, którą powinien mieć przedsiębiorca funkcjonujący na rynku.

– Nie zgadzam się z tym stanowiskiem. Nie można porównywać reklamy OFE z reklamą proszku do prania czy butów – wskazuje prof. Leokadia Oręziak. I przypomina, że to właśnie z powodu nieuczciwej i niezgodnej z rzeczywistością promocją funduszy Polacy przez wiele lat żyli w przekonaniu, że środki zgromadzone w II filarze zapewnią im emeryturę pod palmami.